Pyrkon, Pyrkon, i po Pyrkonie. Po powrocie i odespaniu można, korzystając z wolnego od roboty, napisać swoją relację i przemyślenia. Uprzedzam, może tego być sporo ;) Miłej lektury!
Zaczęło się wszystko od małego falstartu. Ogarnęliśmy nasz solarisowy program i przekazaliśmy Hobbitowi, po czym radośnie zapomnieliśmy o sprawie. Do czasu, gdy otrzymaliśmy informację od nowego orga bitewniaków, iż nasze godziny nie odpowiadają jego założeniom, w związku z czym nastąpiły przetasowania naszego programu. Znów Hobbit miał sporo roboty, żeby jakoś to uporządkować (dzięki wielkie po raz kolejny!), choć i tak nie wszystko wyszło po naszej myśli (np. Akademia Floty, będąca nauką gry i przypomnieniem dla tych, którzy dawno nie grali, była po turnieju, zamiast przed). Generalnie miało się wrażenie, że osoba odpowiedzialna za bitewniaki "nie ogarnia kuwety".
W międzyczasie był jeszcze wielki raban nad "kostkowym" filmikiem informującym o specjalnej promocji firmy Q-Workshop (producent kostek do gry), do którego nie omieszkałem dorzucić swoich trzech groszy.
Z samego środka wanny, jeszcze ciepłe... ;) |
Z naszej strony tak się zabieraliśmy do załatwiania kwater i przejazdu, że zamiast Polskim Busem, podróżowaliśmy pociągiem, choć w niezłych warunkach. Do kwatery zaklepanej przez Aza też nie można mieć zastrzeżeń (było blisko, miękko, i bez kolejek do łazienki, więc czego chcieć więcej?).
Piątek 21.03
Do Poznania zajechaliśmy wesołym pociągiem (Az, Machcio, Skobel i ja) w południe. Od razu skierowaliśmy się do wejścia tuż przy dworcu. Na miejscu czekała nas miła niespodzianka - przy akredytacjach nie było prawie kolejek! Jako prowadzący program otrzymaliśmy wejściówki praktycznie od ręki, chłopaki musieli odstać kilkanaście minut w ogonku dla zwykłych konwentowiczów. W porównaniu z ubiegłoroczną gehenną, podczas której system komputerowy kilkukrotnie odmawiał współpracy, było rewelacyjnie. Widać, że rezygnacja z konieczności osobistego odbioru wejściówki była strzałem w dziesiątkę.
Odebrawszy wejściówki, w pierwszej kolejności udaliśmy się do naszego lokum, aby zostawić nadmiar gratów, i zahaczając o całkiem przyjemną jadłodajnię skierowaliśmy się do naszego sektora.
Na miejscu zastaliśmy już znane twarze (Admirał, Brathac, Jancor, Ryo, Siwus), jak i nowe (Jantas, Kret). Okoliczności rzuciły nas do tej samej sali, w której byliśmy w zeszłym roku, tyle, że po przeciwnej stronie.
Wspólnie z Azem pokręciliśmy się po stoiskach sprzedawców (ku naszemu zdziwieniu stwierdziliśmy, że za bardzo nie mamy na co wydać gotówkę, ale o tym później). Poznałem za to Lekta oraz Creada, organizatorów pierwszego oficjalnego turnieju we Władcę Pierścieni LCG. Niestety, turniej odbywał się w czasie prowadzonego przeze mnie turnieju Full Thrusta (sobota 10.30), więc nie miałem nawet możliwości oglądać rozgrywki (sam nie bardzo miałbym szanse z tak wytrawnymi graczami, jacy zawitali do Poznania).
Grzechem zaniedbania z mojej strony byłoby nie wspomnienie o wyrosłym w naszej okolicy Kretowisku. Obok naszych stolików pojawiły się gabloty z modelami (w dużej mierze będących własnością MvB) oraz rewelacyjnych makiet 3D do BattleTecha (autorstwa rzeczonego Kreta).
Wspólnie z Azem pokręciliśmy się po stoiskach sprzedawców (ku naszemu zdziwieniu stwierdziliśmy, że za bardzo nie mamy na co wydać gotówkę, ale o tym później). Poznałem za to Lekta oraz Creada, organizatorów pierwszego oficjalnego turnieju we Władcę Pierścieni LCG. Niestety, turniej odbywał się w czasie prowadzonego przeze mnie turnieju Full Thrusta (sobota 10.30), więc nie miałem nawet możliwości oglądać rozgrywki (sam nie bardzo miałbym szanse z tak wytrawnymi graczami, jacy zawitali do Poznania).
Grzechem zaniedbania z mojej strony byłoby nie wspomnienie o wyrosłym w naszej okolicy Kretowisku. Obok naszych stolików pojawiły się gabloty z modelami (w dużej mierze będących własnością MvB) oraz rewelacyjnych makiet 3D do BattleTecha (autorstwa rzeczonego Kreta).
Heksy rzeczywiście płonęły, a ogień poruszał się w rytmie migających diod |
Model Timber Wolfa (dla tych, co są clanny) lub Mad Cata (dla tych, co są sferri). Oczywiście w jedynej słusznej skali 1:72! Co prawda Kret twierdził, że modelowi dużo brakuje do skończenia, ale efekt i tak był super. Z resztą sami oceńcie.
W gablotce |
i na polu (walki) |
Jeszcze rzut oka na fotel kubełkowy i skórzaną tapicerkę kokpitu |
I druga makieta |
Oba budynki, podobnie jak wszystkie płomienie, były podświetlone |
O 17 miałem pierwszy punkt programu - scenariusz Full Thrusta "Bitwa pod New Kuantam". Jest to przeniesienie w realia kosmiczne bitwy z 1941, kiedy to angielskie pancerniki Prince of Wales i Repulse zostały zatopione przez japońskie lotnictwo.
W scenariusz ten graliśmy już ze Sky'em (tutaj link), więc wiedziałem mniej więcej, czego się spodziewać. A przynajmniej tak mi się wydawało. Większość solarisowej ekipy obsiadła stoły z BattleTechem, więc do gry zaprosiłem Egona oraz pewnego młodziana, który był zainteresowany Full Thrustem. Po zapoznaniu z zasadami dodatkowymi przystąpiliśmy do gry - ja kierowałem grupą Task Force Z, natomiast chłopaki podzielili się myśliwcami.
Szybko okazało się, że byli bardzo pojętnymi uczniami. Mój ostrzał z artylerii głównej był praktycznie nieskuteczny - udało mi się strącić dwa myśliwce. Po przejściu myśliwców do ataku było bardzo historycznie - udało mi się strącić jedno skrzydło myśliwców, a kilka poharatać.
Noje rzuty na obronę bezpośrednią były dalekie od doskonałości, czego nie mogłem powiedzieć o moich współgraczach. Udowodnili oni, że myśliwce torpedowe są straszną bronią (jeśli tylko ma się odrobinę szczęścia w kostkach). W trzeciej turze było po wszystkim - myśliwce odleciały, a cztery niszczyciele (Electra, Vampire, Tenedof i Express) zajęły się ratowaniem rozbitków z obu okrętów liniowych. Najważniejszy efekt został jednak osiągnięty - gra się podobała, a to najważniejsze z punktu widzenia prowadzącego.
W tym czasie Brathac prowadził scenariusz klasycznego BattleTecha,
Bitwa pod New Kuantam - pozycje początkowe |
Taks Force Z |
Szybko okazało się, że byli bardzo pojętnymi uczniami. Mój ostrzał z artylerii głównej był praktycznie nieskuteczny - udało mi się strącić dwa myśliwce. Po przejściu myśliwców do ataku było bardzo historycznie - udało mi się strącić jedno skrzydło myśliwców, a kilka poharatać.
Noje rzuty na obronę bezpośrednią były dalekie od doskonałości, czego nie mogłem powiedzieć o moich współgraczach. Udowodnili oni, że myśliwce torpedowe są straszną bronią (jeśli tylko ma się odrobinę szczęścia w kostkach). W trzeciej turze było po wszystkim - myśliwce odleciały, a cztery niszczyciele (Electra, Vampire, Tenedof i Express) zajęły się ratowaniem rozbitków z obu okrętów liniowych. Najważniejszy efekt został jednak osiągnięty - gra się podobała, a to najważniejsze z punktu widzenia prowadzącego.
W tym czasie Brathac prowadził scenariusz klasycznego BattleTecha,
natomiast Ryo zaserwował Azowi i Robsalowi "Bitwę o Tanh Linh" na zasadach Battleforce.
Po zakończeniu gry udałem się na poszukiwania Borsuków, którzy na swoim stoisku prezentowali zarówno tytuł już wydany (7 Ronin), jak i te będące w fazie testów. Miałem przyjemność poznać twórców zarówno Roninów, jak i Aurory, przekazać na żywo swoje wrażenia z gry i usłyszeć o planach na przyszłość (a było czego słuchać!). Nie obyło się oczywiście bez zimnego browarka wypitego z Pawłem pod nocnym niebem.
Podczas gdy ja integrowałem się ze swymi imiennikami, Admirał prowadził swój scenariusz Deep Space, będący w rzeczywistości zlepkiem kilkunastu scenariuszy, wybieranych drogą losową (ciekawy pomysł, wart zapamiętania). Gracze mogli trafić nie tylko na najpopularniejsze floty ludzi, ale również na krwiożerczych Kra'vaków, czy zagadkowych Phalonów.
Po 24, wiedzeni perspektywą porannych zmagań z programem, ruszyliśmy na podbój naszych łóżek, poprzedzony dekompresją zbiornika z paliwem do reaktorów ;)
Po zakończeniu gry udałem się na poszukiwania Borsuków, którzy na swoim stoisku prezentowali zarówno tytuł już wydany (7 Ronin), jak i te będące w fazie testów. Miałem przyjemność poznać twórców zarówno Roninów, jak i Aurory, przekazać na żywo swoje wrażenia z gry i usłyszeć o planach na przyszłość (a było czego słuchać!). Nie obyło się oczywiście bez zimnego browarka wypitego z Pawłem pod nocnym niebem.
Podczas gdy ja integrowałem się ze swymi imiennikami, Admirał prowadził swój scenariusz Deep Space, będący w rzeczywistości zlepkiem kilkunastu scenariuszy, wybieranych drogą losową (ciekawy pomysł, wart zapamiętania). Gracze mogli trafić nie tylko na najpopularniejsze floty ludzi, ale również na krwiożerczych Kra'vaków, czy zagadkowych Phalonów.
Po 24, wiedzeni perspektywą porannych zmagań z programem, ruszyliśmy na podbój naszych łóżek, poprzedzony dekompresją zbiornika z paliwem do reaktorów ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz