Po długiej przerwie, podczas tzw. "garażówki", usiedliśmy ze Sky'em do maszynki. Dla mnie była to pierwsza gra od dobrych dwóch lat.
Do gry przypominającej zasady (przynajmniej mnie) wybraliśmy rozgrywkę Mangled Metal, w której do dyspozycji mamy castera i jacki. Obie armie miały po 14 punktów.
Mój Menoth reprezentowany był przez Kreossa oraz Ravengera, Devouta i Vanquishera (proksowany przez Avatara).
Sky wystawił majora Markusa "Siege" Brisbane'a w otoczeniu Chargera, Lancera i Defendera.
Zacząłem powoli zbliżać się do cygnarskich jednostek, które rozpoczęły ostrzeliwanie moich sił. Obrażenia odniosły Vanquisher i, w zastępstwie Kreossa, Devout. Ravager dostał wzmocnienie pancerza i obrony.
W trzeciej turze Sky odpalił feat swojego castera, i... nic się nie stało - mój Devout pozostał nadal w tym samym miejscu, dzielnie osłaniając Kreossa. W odpowiedzi Kreoss powiedział dobranoc (wszystkie jednostki cygnarskie padły przed nim na ziemię), a moje jednostki zaszarżowały. Ravager praktycznie uczynił z Chargera warzywo, a Kreoss do spółki z Devoutem porządnie uszkodzili Lancera. Niestety Vanquisher był za daleko, by wziąć udział w szturmie, a próba strzału do Defendera nie powiodła się.
W odpowiedzi Sky ruszył Lancerem do ataku na mojego Ravengera. Jako że był on w zwarciu z Kreossem i Devoutem, dostał karniaka z lancy, i od tego momentu był tylko dymiącą kupą metalu. Niestety ruch ten otworzył drogę Brisbane'owi do Kreossa, który wcześniej zaliczył już trafienie z działa Defendera.
Porządny zamach młotem, i Kreoss skoczył na piwo do Abrahama. Moje jacki straciły swego przewodnika, więc uznałem się za pokonanego.
Moim podstawowym błędem była zbyt zachowawcza gra. Powinienem dużo szybciej podbiec do przeciwnika, i związać jego siły uniemożliwiając ostrzał moich jednostek.
Devout sprawdził się znakomicie, jak zwykle z resztą. Ravager (którym grałem po raz pierwszy), również. Za to Vanquisher nie zrobił kompletnie nic, poza zbieraniem strzałów.
* * *
Niestety, skutkiem ubocznym naszego starcia było rozklejenie Avatara w miejscu łączenia nóg z korpusem. Na szczęście nie oderwała się żadna z jego szmatek. Teraz czeka mnie klejenie, a przed tym chwila zadumy nad sposobem skutecznego połączenia elementów (pewnikiem czeka mnie pinowanie, co będzie równoznaczne z koniecznością poprawiania malowania). Bez specjalnych wzmocnień model Avatara nadaje się na postawienie na półce, a nie na wożenie po klubach. Aż się boję, co będzie, gdy skleję Harbi...
Pinuj i mangesuj :)
OdpowiedzUsuńI tytuł ustaw dobry ;)
A co jest nie tak z tytułem?
Usuń