Dziś prezentuję drugą część relacji z łódzkiej inscenizacji bitwy pod Quatre Bras (pierwszą część możecie znaleźć tutaj). Ponownie oddaję głos księciu Brunszwiku, jednemu z dowódców sił koalicji.
Do Jego Wysokości Jerzego III, z Bożej łaski króla Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii, króla Obrońcy Świętej Wiary.
Jakoż pisałem Waszej Miłości w poprzednim liście, wojska Uzurpatora atakować nas poczęły pod Quatre Bras, nim jeszcze wszystkie siły nasze w jednym się zebrać miejscu zdołały. Początkowo zatem nieprzyjaciel liczne postępy czynił, niezależnie od naszych żołnierzy bohaterstwa i odwagi.
Choć siły nasze w Grant Pierre Pont okrążone były przez wrogą piechotę i jazdę, to przybyłe posiłki pozwoliły na zahamowanie och pochodu i okrzepnięcie obrony.
Po początkowych sukcesach, gdy wrogie natarcie przyhamowane zostało, w dowództwie francuskim pojawiły się pierwsze niesnaski i swary. Podczas gdy jedni wciąż nowe siły do ataku frontalnego rzucać chcieli,
drudzy na chytre manewry i obchodzenie flanek naszych stawiali,
co pierwszych do palpitacji doprowadzało, nerwowymi omdleniami się kończących. Tychże służba wszelakimi trunkami poić musiała, by znów wigor odzyskali, i na czele wojsk swych stanąć mogli.
Gdy francuskich wodzów cucono i do stanu używalności doprowadzano, kawaleria nasza zajęła pozycje opodal Quatre Bras, po obu stronach Pireaumont.
Naprzeciw nim stanęły liczne szwadrony jazdy, pułki piechoty oraz artyleria.
Obok Grant Pierre Pont przejechali polscy lansjerzy gwardii, elitarna jazda Uzurpatora.
Wokół czterech batalionów holenderskich, drogi z Grand Pierre Pont do Petit Pierre Pont broniących, zaczęły zaciskać się francuskie kleszcze.
W nadrzecznych jarach stanąwszy, wroga jazda do kolejnych ataków się szykowała.
Tymczasem jednak głównodowodzący wojsk francuskich zgnieść postanowił opór Holendrów w lesie stojących,
którzy widząc, że wyślizgnąć się nie zdołają, walczyć do ostatka postanowili, dając czas reszcie wojsk naszych na przegrupowanie.
Na ten czas na pole bitwy przybyła moja Czarna Dywizja, i z marszu do boju ruszyła.
Mimo to francuscy dowódcy nonszalancją się wykazywali, lekce sobie ważąc odwagę i ducha oddziałów naszych.
Pod Pireaumont 4 szwadrony jazdy naszej starło się z francuską kawaleria,
która tyłów podała,
i z pola walki ucieczką się salwowała.
Do Petit Pierre Pont tymczasem ściągały kolejne francuskie oddziały.
Pobita jazda w tak wielkim uciekała popłochu, że sam marszałek Ney zatrzymać ich nie był w stanie.
Szczelny pierścieniem otoczyli Francuzi niedobitki holenderskiej piechoty, która jednak broni nie składała, i do ostatniego żołnierza bić się zamierzała.
Kawaleria nasza, z obu stron Piereaumont okrążywszy, skierowała się na wrogi pułk piechoty,
który w kierunku lasu zmierzał.
Nad brzegiem potoku wróg rozstawił baterie artylerii, a kanonierzy jęli ładować działa, co na rychły szturm wskazywało.
Pod Grand Pierre Pont nieprzyjaciel siły gromadził do ataku na Quatre Bras przeznaczone,
gdy tymczasem nasze oddziały zajmowały pozycje obronne po obu stronach drogi.
Coraz to kolejne pułki i szwadrony francuskie maszerowały na pozycje do ataku.
Kolejny atak francuskiej piechoty na Petit Pierre Pont, przez artylerię wspierany,
kończy się powodzeniem - ostatni holenderscy piechurzy polegli na posterunku.
Mimo do poddania nawoływań, okrążeni w lesie Holendrzy ognia w odpowiedzi dali, srogą cenę za swe życie dyktując.
Prócz piechoty, dwa szwadrony wrogiej jazdy przed oblicze Pana odesłali, by świadectwem ich męstwa i honoru byli.
Lekkie bataliony brunszwickie zajęły zabudowania Piereaumont.
Widząc naszą jazdę z Piereaumont nadciągającą, francuska piechota w las zbiegła,
a z pomocą ruszyli jej lansjerzy gwardii.
Szesnasta minęła, gdy na polu walki pojawił się książę Hieronim Bonaparte, 6 dywizję piechoty wraz z zaopatrzeniem prowadząc.
Po uporaniu się z resztkami holenderskiej piechoty, jednostki Uzurpatora na Quatre Bras ruszyły.
Quatre Bras bronione było przez elitarna szkocka piechotę, która pierwej polec do ostatniego miała, niż by wroga przepuściła.
Atakujący, przez las się przedarłszy, zaczął oskrzydlać naszą prawą flankę,
której chroniły bitne, lecz nieliczne oddziały.
Kolejne pułki francuskiego piechura na pole walki nadciągające, pogłębiały tylko przewagę nieprzyjaciela.
W zabudowaniach Frasnes nieliczne już tylko jednostki tyłowe pozostały.
Nasze jednostki, mimo osłony jarów, nadmiernie rozciągnięte były.
Na lewej stronie Quatre Bras zgromadziliśmy dwie baterie artylerii, mające wrogie szarże powstrzymywać.
Francuskie bataliony, w lesie naprzeciw Piereaumont stojące, rozciągnęły się w tyralierę i do ataku pozycje zajęły na skraju lasu.
Wojska nasze pozycje zajęły, czekając na niechybny atak nieprzyjaciela.
Po wyjściu z lasu, siły Uzurpatora na wzgórzu opodal Quatre Bras stanęły, przygotowania do ostatecznego szturmu wieńcząc.
Żołnierz nasz spokojnie stał w obliczu nieuniknionego.
Nieprzyjaciel podstępem chciał naszą flankę obejść, jednak i tu na naszą obronę natrafił.
W centrum, od strony Grand Pierre Pont, widok zaiste piękny, jak i przerażający, nam się ukazał.
Przez Grand Pierre Pont coraz to nowe bataliony maszerowały.
Żołnierz nasz stawał dzielnie przeciw nieprzyjaciela nawale, jednak każdy odparty atak ogromnymi stratami był okupiony.
Kawaleria nasza dzielnie na wroga ruszyła, mimo jego wielokrotnej przewagi.
Nieprzyjaciel za to na lewe skrzydło Quatre Bras uderzył, by działa nasze zagwoździć.
Obrona nasza oparta była o rzekę, w której przybrzeżnych jarach bataliony nasze stały, z tyłu przez jazdę ubezpieczane.
Na Piereaumont nadchodziły kolejne francuskie bataliony, jednak brunszwiccy obrońcy, pomni swego obowiązku, nie cofnęli się.
Dwa francuskie bataliony na nasz jeden uderzyły, jednak po kontruderzeniu kawalerii naszej,
wykrwawione zmuszone były się z powrotem na wzgórze cofnąć.
Gorąca krew kazała kawalerzystom naszym za wrogiem pogonić i w pień go wyciąć, nie zważając na niebezpieczeństwo okrążenia.
Wróg w tym czasie kawalerię na nasze armaty rzucił,
i pomimo kontrszarży brunszwickich ułanów jedną baterię zdołał zniszczyć.
Gdy trzydzieści minut po siedemnastej wybiło, na pole bitwy nadciągnęły kolejne oddziały.
Po stronie Uzurpatora 3 korpus kawalerii pod wodzą generała Kellermanna i 1 korpus kawalerii d'Erlona.
Mnogość kawaleryjskich szwadronów trwogą zdjęła co mniej dzielne serca,
jednak i do nas wsparcie dotarło.
Do naszych szeregów nadciągnęły dwie baterie artylerii, dwoma brygadami piechoty wspomagane, wszystko w składzie 3 dywizji piechoty generała von Altena.
Nowymi wzmocniony siłami, nieprzyjaciel jął się do ostatecznego szturmu gotować. O nim jednak sługa uniżony w kolejnym liście Waszej Królewskiej Mości doniesie.
Świetna i szczegółowa relacja.
OdpowiedzUsuńDobrze obrazujące stracie fotki! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Panie Marszałku. Teraz czekam na Pańską relację, niejako z drugiej strony stołu ;)
UsuńKąśliwe :p a czyta się bardzo fajnie
OdpowiedzUsuńDzięki!
UsuńKąśliwe? Jak to? Wszak to sama prawda ;)
Sroga bitwa, długa jak scenariusze Brathaca do BT :D
OdpowiedzUsuńDłuższa ;)
UsuńNo i takie relacje to ja lubię =)
OdpowiedzUsuńTak sobie myślę, że przybycie kirasjerów przypieczętowało bitwę. Bez tego byłaby szansa na kontratak. W sumie w ilości podstawek to siły były wyrównane.
OdpowiedzUsuńBądź co bądź, korpus kawalerii robi swoje. Zwłaszcza, gdy przeciwnik posiada jej bardzo mało. "Ale (cytując klasyka) nie uprzedzajmy faktów." ;)
Usuń