„…Towarzysze, naszą powinnością jest wierna służba Kosmicznemu Sojuzowi, a w razie konieczności radosne oddanie za niego życia. Pamiętajcie…”. Kapitan Jakowlew miał dość słuchania kolejnej płomiennej przemowy głównego oficera politycznego. Podobnie z resztą, jak każdego innego. Mimo woli wspomniał swojego politruka z Wołgi, któremu przydarzyła się przykra przygoda podczas starcia z okrętami UNCS. Było to wydarzenie brzemienne w skutkach dla całej galaktyki. Ataku na neutralne okręty floty rozjemczej nie dało się ani zatuszować, ani logicznie wytłumaczyć. Tym bardziej, że niektórzy zdołali go przeżyć. Gdyby było inaczej, można by próbować zrzucić winę na wojowniczych Kra’Vaków czy nieobliczalnych Sa’Vascu. Niestety, nie było takiej możliwości…
Po
powrocie do bazy Nowy Kronsztad wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. ONZ
zadziałała nad wyraz szybko jak na tę skostniałą i przeżartą biurokracją
organizację. Wobec niemożliwości wyparcia się odpowiedzialności za
sprowokowanie starcia, politycy EWS zrobili to, co umieją robić najlepiej –
próbowali zwalić winę na innych. Wobec zaostrzającej się już od dawna sytuacji
z NKA, byli oni pierwszym i najbardziej oczywistym „prowodyrem” zajścia. Sęk w
tym, że ani UNSC, ani NSL nie dali się na to nabrać. Jedynie Ci idioci z FSE
chcieli powołania międzynarodowej komisji mającej na celu zbadanie sprawy.
Jakowlew nie wiedział, czy było to spowodowane jeszcze większą biurokracją niż
w ONZ, wrodzoną niechęcią do NKA, czy odwiecznymi, dziwnymi ciągotami resztek
dawnej Unii Europejskiej do czerwonej rewolucji. I nie bardzo go to obchodziło.
Jego obchodziło to, że w wyniku owego feralnego ataku wybuchł konflikt,
określany jako Trzecia Wojna Solarna. Po jednej stronie NKA, NSL i ScanFed, po
drugiej EWS i FSE. Pozostałe wspólnoty oficjalnie były neutralne, ale w
praktyce udzielały wsparcia stronom, które akurat mogły być im przydatne. A on
był w samym jej centrum.
Wojna
wpłynęła na losy kapitana Jakowlewa w sposób dość złożony. Z jednej strony,
jako winowajcę, chciano go wysłać na planetę wypoczynkową o wdzięcznej nazwie
Sajbeeria, i to wraz z całą familią. Przeważył jednak (o dziwo!) głos rozsądku
stwierdzający, że jako jedyny dotychczas dowódca wyszedł żywy (i bez straty
okrętu) z potyczki z okrętami UNCS. Miał więc doświadczenie i wiedzę, której
nikt inny nie mógł przekazać. Otrzymał za to Medal Bohatera EWS, jak również
dowództwo nowego lekkiego krążownika Niezłomnyj
klasy Tybet jako lidera 510 wzmocnionej
flotylli niszczycieli. W jej skład wchodziły Ładoga i Onega, dwa super
niszczyciele klasy Wołga, oraz stara Pobieda,
niszczyciel klasy Warszawa. Na tym niestety kończyły się przywileje. Jako
nadmiernie wyrywnemu, przydzielono do eskorty dwóch krążowników, ciężkiego Suworowa (klasa Woroszyłow)i eskortowego
Putina (klasa Pekin/B). Dowódcą tego
zgrupowania, określonego symbolem Alfa 15, był admirał Łubiankov, zwany przez
podkomendnych Stalinem. Jakowlew nie wiedział dokładnie, kim był ów Stalin. Kiedyś
w mesie jeden z oficerów napomknął, że był to jakiś konkretny skurwiel z
zamierzchłej przeszłości, i to kapitanowi wystarczyło do stwierdzenia, że
przydomek jest jak najbardziej adekwatny.
Teraz
lecieli w kierunku systemu Fomalhaut, w celu przechwycenia Task Force XXI NKA.
Normą były niespodziewane alarmowe wyjścia z nadprzestrzeni o każdej porze
doby, których głównym celem, poza „podniesieniem umiejętności załogi” była
możliwość przeprowadzenia przez admirała niezapowiedzianej inspekcji, mającej
na celu znalezienie powodu do postawienia dowódcy do raportu. Tak było właśnie
teraz. Nagłe wyjście z nadprzestrzeni spowodowało, że ci z załogi, którzy nie
byli na zabezpieczonych stanowiskach bojowych, dostali „nagłego syndromu
wyjścia z nadprzestrzeni”, czyli mówiąc po ludzku, leżeli na podłodze i rzygali
jak koty. Oczywiście, według Stalina, wyjście było „dalekie od ideału”, choć
wszystkie okręty 510 flotylli wzmocnionej wyskoczyły w prawidłowym szyku. Fakt,
że to krążowniki admirała nie zachowały szyku, był już mało istotny. Jakowlew
przygotowywał się już podświadomie do wizyty wahadłowca z Suworowa, gdy rozległ
się brzęczyk ze stanowiska radaru.
-
Jakowlew.
-
Towarzyszu kapitanie, namiary na kierunku 011, 012 i 001. Siedem sygnałów.
-
Identyfikacja?
-
Systemy identyfikacyjne określają cele jako NLS. Sygnatury napędów wskazują na
ciężki krążownik typu Margraf, krążownik eskortowy typu Radetzky, lekki
krążownik typu Kronprinz Wilhelm, trzy niszczyciele typu Waldburg oraz statek
zwiadowczy typu Falke. Cele utrzymują kurs kolizyjny, spotkanie za 2 minuty.
-
Ogłosić alarm bojowy, i przekazać dane na Suworowa.
-
Tak jest towarzyszu kapitanie!
Po
niespełna kilku chwilach nadszedł rozkaz z okrętu flagowego. „Zlokalizowaliśmy
wrogą formację. Przystępujemy do ataku. Onega wraz z Suworowem i Putinem
przygotować się do odbicia prawo 1. Pozostałe okręty flotylli 510 utrzymać
kurs. Zastosować manewr kleszczy.”. „Nie, nie, nie!” – pomyślał wściekły
Jakowlew – „Ten stary dureń chce rozdzielić siły, zamiast atakować w zwartej
formacji i maksymalnym skoncentrowaniu ognia!”. Rzut oka na monitor taktyczny
pozwolił mu na kolejne spostrzeżenia. „Jezu, wpakowaliśmy się w sam środek
manewrów! A wszystko przez zramolałego kretyna, któremu zachciało się robić
inspekcje podczas lotu bojowego!”. Jedyne jednak, co mógł zrobić, to wykonać
rozkaz. We każdej flocie sprzeciwienie się dowódcy podczas działań wojennych
kończyło się gwałtownym zakończeniem kariery przez kulę pistoletową. EWS nie
była tu wyjątkiem, z tą różnicą, że tu było znacznie więcej chętnych, by za ten
spust pociągnąć.
Wydał
stosowne rozkazy i ponuro patrzył, jak Onega zajmuje miejsce na prawej flance
krążowników i wspólnie oddalają się w kierunku krańca systemu. Sam podążał w
kierunku jego jądra, próbując za bardzo nie oddalić się od osłanianych
krążowników, a jednocześnie przechwycić lekką eskadrę przeciwnika. Kątem oka
zobaczył krążącą dyskretnie po mostku butelkę „wody święconej”. Kiedyś, jako
młody oficer, próbował walczyć z tym nagminnym procederem, jednak wraz z
wiekiem przestał na to zwracać uwagę. Doświadczenie nauczyło go, że żołnierz na
„lekkim gazie” ma mniej problemów z pójściem do ataku, o ile rzecz jasna nie
zwali się pod stół. Inna sprawa, że większość Krasnej Floty była w takim
stanie, że nikt przy zdrowych zmysłach i na trzeźwo nie dałby się na nią
zaciągnąć nawet siłą. Dobrze przynajmniej, że aktualny politruk nie był aż tak
skory do wykonywania swoich obowiązków, jak poprzedni. Zadowalał się
cotygodniowymi pogadankami polityczno-oświatowymi, a resztę czasu spędzał przy
modlitwach nad święconką. Był to niezaprzeczalny plus, gdyż zwiększona ilość
zgonów oficerów politycznych na okrętach jednego dowódcy mogłaby się wydać w
końcu podejrzana nawet dla początkującego tajniaka.
Refleksje
przerwał mu sygnał wejścia sił admirała Łubiankova w kontakt z nieprzyjacielem.
Obserwował, jak Onega, która wypuściła się do przodu zamiast iść równo z
krążownikami, staje się celem skoncentrowanego ognia trzech krążowników wroga.
Niestety, taktyka admirała była zupełnie inna. Naczytawszy się starych dzieł o
tematyce wojen morskich, postanowił wzorem niejakiego Nelsona przydzielić jeden
cel jednemu okrętowi. Nie przewidział jednak jednego niezwykle ważnego czynnika
– obecne okręty mają nieco lepsze pancerze, a jednostki NLS w szczególności. Skutek
tego był widoczny aż za szybko. Onega, ostrzeliwana przez trzy krążowniki,
eksplodowała miniaturowym słońcem. Jakowlew zmełł przekleństwo i zajął się
wydawaniem rozkazów. Monitor taktyczny wyświetlił informację o odpaleniu rakiet
dalekiego zasięgu przez przeciwnika. Zmierzały w kierunku krążowników, jednak
te nie wykonywały żadnych manewrów omijających. „Czy ten kretyn jest już
zupełnie ślepy? Co on, job jego mat, robi??” pomyślał. Krążowniki wykryły
zagrożenie i zaczęły wykonywać ciasny skręt. Było już jednak za późno. Pomimo
zaciekłego ognia systemów obrony bezpośredniej trzy rakiety z salwy zdołały się
przedrzeć w pobliże Putina i zdetonować ładunki. Skutkiem tego było uszkodzenie
poszycia w kilku przedziałach i uszkodzenie napędu FTL.
Nie
przeszkodziło to jednak w otworzeniu ognia przez krążowniki Łubiankova. Tym
razem celem stał się flagowy Margraf. Jakowlew patrzył z mieszanką
niedowierzania i zrozpaczenia na ekran taktyczny. Część strzałów trafiła w
pancerne poszycie okrętu, większość jednak poszła w próżnię. „To ma być kadra
okrętu flagowego??” pomyślał. „Kto szkolił tych kretynów?”. Aż się wzdrygnął na
myśl, jaką wiązanką uraczyłby ich stary Czang, sierżant szkolący kadry
artylerzystów w Akademii Marynarki na Nowej Odessie. Jego rekruci zawsze byli
najlepsi z najlepszych, i otrzymywali przydziały na pierwszoliniowe okręty. Gdy
Jakowlew zaczynał dopiero szkolenie, wydarzył się pewien incydent, który bardzo
dobrze opisywał charakter Czanga i jego oddanie profesji. Podczas manewrów
opodal pasa asteroid, szkolona przez niego obsada uzyskała 83% trafień w okręt
cel. Plasowało ją to na pierwszej pozycji wśród innych drużyn, jednak sierżanta
to nie zadowoliło. Wpadł jak burza do pomieszczenia załogi, wyzywając od
najgorszych swołoczy i takich synów, i rozdając kopniaki na prawo i lewo. Każdy
z dziesięcioosobowej obsady dowiedział się ze wszystkimi szczegółami, jak
prowadziła się jego matka, babka oraz jej poprzedniczki do piątego pokolenia
wstecz, a także zapoznał się bardzo dokładnie z wpływem oddziaływania
przedmiotów posiadających energię kinetyczną na inne (czytaj – własne) ciała.
Skutek był taki, że do końca manewrów średnia trafień feralnej drużyny nie
spadła poniżej 99,5%.
Tymczasem
reszta 510 Wzmocnionej flotylli poruszała się cały czas w kierunku jądra
systemu, i jego niewielkiego słońca. Ładoga i Pobieda wysforowały się przed
Niezłomnyja, i otworzyły ogień do jednego z trzech Walburgów. Jakowlew po raz
pierwszy od wyjścia w systemie lekko się uśmiechnął. Załogi obu jednostek
uzyskały trafienia przeciwnika.
-
Skupić ogień na ostrzeliwanym celu! Przekazać na Ładogę i Pobiedę, żeby
skoncentrowały ogień na celu numer 2.
-
Tak jest towarzyszu kapitanie!
Lekka
wibracja kadłuba potwierdziła wskazania ekranu taktycznego, ukazującego
skupienie pełnej siły ognia krążownika na celu numer 1. Po chwili, w jego
miejscu rozbłysła miniaturowa supernowa, kończąc krótki ale intensywny udział
niszczyciela w potyczce. „To za chłopaków z Onegi” pomyślał kapitan.
-
Towarzyszu kapitanie, cel numer 3 odpalił rakiety! Kurs 006, uderzenie za 40
sekund!
-
Zwrot alarmowy! Flotylla rozproszyć się!
-
Tak jest towarzyszu kapitanie!
Wpatrywał
się w monitor taktyczny, obserwując ruch rakiet i rozpaczliwe manewry jego
okrętów. Ładoga i Pobieda wykonały zwrot w kierunku słońca systemu, które było
już bardzo blisko, i na pełnym ciągu wykonały mikroskok. Wołga wykonała go
idealnie, ale Warszawa znalazła się na granicy równoważenia przyciągania
gwiazdy przez silniki. Przez moment wydawało się, że Pobieda zostanie wessana
przez ogromne siły rozgrzanego giganta, jednak jakimś nadzwyczajnym wysiłkiem
reaktorów okręt zaczął powoli oddalać się od jądra systemu. „Niech ja dorwę
tego zachlanego sobakę” pomyślał Jakowlew patrząc na niszczyciel „Zobaczy
jeszcze kiedyś gorzałkę. Jak świnia niebo – ostatni raz w życiu!”.
Tymczasem cztery rakiety mknęły w kierunku
Niezłomnyja. Operator systemów defensywnych zadziałał odruchowo, kierując do
ich zniszczenia wszystkie SOBy oraz baterie energetyczne 1 klasy. Zmasowany
ostrzał spowodował zniszczenie trzech z nich, ostatnia przedarła się jednak
przez parasol ochronny i uderzyła w kadłub. Okręt zadygotał, zawyły syreny
alarmowe.
-
Meldować o uszkodzeniach!
-
Towarzyszu kapitanie, zniszczenie pancerza na odcinku przedziałów 04-06.
Penetracja kadłuba w przedziale 08. Systemy sprawne.
-
No to teraz odpłacimy swołoczy pięknym za nadobne! Pełny ogień do celu numer 3.
Strzelać bez rozkazu!
-
Tak jest, towarzyszu kapitanie!
Baterie
wypluwały z siebie nieustanne strumienie energii, demolujące nieszczęsnego
Walburga. Ekran taktyczny informował o wielokrotnych trafieniach,
rozhermetyzowaniu kadłuba i zniszczeniu mostka oraz systemów ofensywnych i
defensywnych. „Jeszcze kilka salw, a z tego również zostanie tylko wspomnienie”
pomyślał Jakowlew „A jak skończymy z nimi, bierzemy się za krążowniki”.
-
Towarzyszu kapitanie, okręt flagowy wraz Putinem wykonały zwrot i idą w naszą
stronę. Są uszkodzone, żądają wsparcia i skupienia ognia na wrogiej jednostce
flagowej.
„No
tak, zaczął zbierać baty, to go nagle oświeciło na prowadzenie bitwy. Szkoda,
że nareszcie” pomyślał, a na głos rzucił – Wstrzymać ostrzał celów. Pełny ogień
na flagowy okręt wroga! Przekazać na Ładogę i Pobiedę!
-
Towarzyszu kapitanie, Ostrzeliwane cele są już prawie zniszczone! Jeszcze kilka
strzałów i zostanie z nich tylko…
-
Wykonać! – wrzasnął wściekły, tym bardziej, że sam najchętniej najpierw dobiłby
oba wraki, jednak decyzja nie należała do niego. Spojrzał na monitor, na którym zaczęły się pojawiać informacje o stanie dołączających do flotylli krążowników.
Pomimo ciągłego ostrzału prowadzonego przez okręty wroga, Suworow był w pełni
sprawny. Liczne uszkodzeni poszycia i zniszczenia pancerza nie zmniejszyły jego
wartości bojowej. Gorzej sprawa przedstawiała się z Putinem. Okręt szedł połową
ciągu, miał również wyłączoną baterię klasy 2 i 1. Pancerz praktycznie nie
istniał, a z licznych przedziałów widać było smugi uciekającej atmosfery.
Pomimo tego, kapitan Lu Kang odważnie (lub głupio, lub odważnie i głupio)
odwrócił okręt „zdrową” burtą do nieprzyjaciela, wznawiając ostrzał. Niestety,
kolejne salwy z Margrafa powodują uszkodzenie baterii klasy 2, uszkodzenie
układu podtrzymywania życia oraz całkowite zniszczenie napędu. Pozostało tylko
pojedyncze sprawne SKO, bateria klasy 3 i bateria klasy 1. Wstępne prognozy
mówiły, ze w przeciągu dwudziestu minut zostanie wyłączony system
podtrzymywania życia, a więc zajdzie potrzeba ewakuacji statku. Co prawda wciąż
odgryzał się swoją baterią klasy 3, jednak brak ciągu skazywał go na bezwładne
opuszczenie terenu działań. Na pokładzie trwały gorączkowe prace zmierzające do
uruchomienia systemów podtrzymywania życia, jednak na chwile obecną niczego nie
uzyskano.
Niszczyciele
zajęły pozycję na lewym skrzydle krążowników, wychodząc na flankę flagowego
krążownika NLS. Ładoga otworzyła ogień, jednak uszkodzenia zadane przez jej
baterie nie wpłynęły na zmniejszenie potencjału bojowego Margrafa. Krążownik
odpowiedział ogniem, konsekwentnie ostrzeliwując Suworowa.
-
Towarzyszu kapitanie, Suworow trafiony!
-
Uszkodzenia?
-
Baterie klasy 2 i 1, wszystkie SOBy oraz obydwa SKO, towarzyszu kapitanie.
Zdolności manewrowe oraz siła ciągu zmniejszone o połowę.
Tym
razem już nawet nie próbował powstrzymać się od rzucenia soczystym mięsem.
Zniszczenie SKO na okręcie admiralskim wyłączała go z walki, i czyniła jego
Niezłomnyja liderem grupy. A co za tym idzie – kolejnym celem wrogiego
ostrzału.
-
Strzelać bez rozkazów! Cel – krążownik flagowy wroga!
-
Raport z Ładogi, towarzyszu kapitanie. Zniszczone całe uzbrojenie poza jedną
baterią klasy 2. Brak napędu głównego oraz FTL. Uszkodzony system
podtrzymywania życia, przewidywane całkowite wyłączenie systemu za ok. 20 min.
Okręt dryfuje w kierunku krawędzi systemu, trwają gorączkowe próby przywrócenia
sprawności niektórych obwodów.
-
Co z Pobiedą?
-
Uszkodzenia pancerza w sekcjach 4-7, oraz rozhermetyzowanie kadłuba sekcji 4-6.
Dysponują nadal pełną sprawnością bojową.
-
Niech nadal ostrzeliwują okręt flagowy wroga. Przekażcie na Suworowa, że…
-
Towarzyszu kapitanie, Suworow wznawia ostrzał celu! Udało im się naprawić SKO,
obie baterie klasy 3 prowadzą ogień. Udało się uzyskać przebicie pancerza,
sensory wskazują penetrację kadłuba co najmniej czterech sekcji.
-
Doskonale. Przesłać koordynaty do naszego centrum artyleryjskiego, i
przygotować się do skon…
-
Towarzyszu admirale, udało się odzyskać łączność z Niezłomnyjem.
-
Jak wygląda sytuacja?
-
Bardzo kiepsko towarzyszu admirale. Zniszczone osłony, napęd FTL oraz główny.
System podtrzymywania życia zostanie wyłączony za ok. 4 minuty. Bezpośrednie
trafienie w mostek główny, w tym momencie ich ekipy są w trakcie przebijania
się do tych, którzy ewentualnie przeżyli. Mostek zapasowy całkowicie
zniszczony, nikt nie przeżył. Kapitana Jakowlewa należy uznać za poległego w
boju.
-
Hmm, no tak… Więc przynajmniej odpada nam jeden problem. Teraz musimy jeszcze
zająć się naszymi przeciwnikami. Jak wygląda sytuacja?
-
Towarzyszu admirale, właśnie otrzymaliśmy wiadomość z ich okrętu flagowego.
Piszą coś o kapitulacji.
-
Swojej, czy naszej, Wasilij?
-
Nie jestem pewien towarzyszu admirale, kto by się znał na tym barbarzyńskim
języku…
-
Dobrze więc. Prześlij do nich wiadomość, że ich bezwarunkowa kapitulacja
zostaje przyjęta.
-
Tak jest, towarzyszu admirale!
Śpieszmy się kochać oficerów EWS. Tak szybko odchodzą...:P
OdpowiedzUsuńNie tylko oni. Taka robota :)
Usuń