niedziela, 17 kwietnia 2016

Pyrkon 2016 - borsucza relacja

Pyrkon, Pyrkon, i (stety niestety) po Pyrkonie. Póki wrażenia są świeże, postanowiłem naskrobać relację z atrakcji, w jakich dane mi było uczestniczyć. Miłej lektury!


Przygotowania do konwentu (lub, jak wolą niektórzy - festiwalu) były dość intensywne. Oprócz lotniskowców japońskich i licznych skrzydeł myśliwskich, pomalowałem tytana oraz sześciu rycerzy do Azowego scenariusza w Epic Armageddon. Nie wszystko udało mi się skończyć w 100%, jednak to, co trafiło na stół, nie prezentowało się źle.

Piątek

Z Łodzi wyruszyliśmy ok 8 rano we 4 (Az z małżonką, Skyhawk i ja) moim, jak to określił Az, krążownikiem. Podróż upłynęła bez problemów, i po odwiezieniu Ani ok południa zameldowaliśmy się w naszym hoteliku. Miła obsługa, czysty i schludny pokój z łazienką (nie apartament, jednak dla celów stricte noclegowych idealny) i zamknięty parking spowodowały, iż obiekt trafił na listę Borsuk poleca.
Po przepakowaniu ruszyliśmy na konwent. Pokierowani przez Wujka Ryjka dotarliśmy pod jedyne czynne wejście na wprost dworca, sprawnie ominęliśmy długi ogon chętnych i skierowaliśmy się do kasy dla twórców programów. Bez kolejki dostaliśmy wejściówki i wkroczyliśmy na teren targów (i to jest główny plus organizowania programów - nie zniżka czy nawet darmowe wejście, ale właśnie ominięcie kilkugodzinnej kolejki do kasy). Bitewniaki ulokowane były na balkonie (tudzież antresoli :P) w hali 3A. Na parterze naszymi sąsiadami była, jak zwykle, wioska postapo oraz gry komputerowe. Zapewniało to stałą dawkę decybeli na poziomie utrudniającym zebranie myśli (zwłaszcza turniej przyciskania przycisków w rytm muzyki), do tego jednak organizatorzy zdążyli już nas przyzwyczaić. 
Teraz o organizacji słów kilka. Odniosłem wrażenie, że najlepiej ogarniali kuwetę szeregowi aktywiści konwentowi. Opiekun bitewniaków (pozdrowienia dla Kudłatego! Dzięki za pomoc!) był stale obecny, z komunikacją mailową przed imprezą też nie było problemów. Gorzej to jednak wyglądało na wyższych instancjach. Od kilku lat regularnie pisałem w komentarzach (i, z tego, co wiem, nie tylko ja) o tym, że hałas nie koniecznie wpływa pozytywnie na możliwość skupienia się nad grą. Niestety, jak grochem o ścianę. 
Druga sprawa - program. Przed imprezą byliśmy informowani o skrajnym obłożeniu stołów w dziale gier bitewnych, co skutkowało przydzieleniem dziwnych, i często niezbyt realnych terminów prowadzenia programów - sobota/niedziela godz. 8.00 (kto na to wstanie??), czy niedziela 12 na 4-o godzinny scenariusz  (ciekawe, kto by w niego zagrał, gdy koło południa ludzie zaczynali już powoli myśleć o powrocie do domów). Program papierowy nijak miał się do elektronicznego, i do życia (i to nie tylko w bitewniakach). Za to w piątek nasz bitewniakowy kącik świecił pustkami, i gdybyśmy chcieli, moglibyśmy się uwalić do snu ma pustych blatach (każdy na innym). Na szczęście zwyciężył zdrowy rozsądek, i z błogosławieństwem orgów zaadaptowaliśmy wolne blaty na nasze potrzeby (o słabej organizacji mówiono nawet w lokalnym radio, co, mam nadzieję, wpłynie trzeźwiąco na organizatorów, procentując w kolejnych latach).
Pierwsza gra, to starcie Aza i Ryo w Tommorrow's War (z racji zamieszania z programem moje tytany zostały w hotelu) na Brathacowej makiecie.











O 18 wraz ze Skyem wybraliśmy się na prelekcję Davida Webera (autora m.in. cyklu Honor Harrington). Pomimo tego, że prowadzona była w języku angielskim, nawet coś udało mi się zrozumieć. Z rzeczy istotniejszych - główny cykl serii ma być zakończony w 2018 roku, a do tego czasu ma się pojawić 6 książek. zakończenie ma być... zaskakujące. Inna ważna sprawa, to ekranizacja Honorki. Niestety, studio, które miało się tym zająć, splajtowało, więc na obecną chwilę ekranizacji nie będzie.



Gdy wróciliśmy do naszych, po posileniu się ożywczym browarkiem i prawdziwym burgerem (Mac sucks!), na jednym ze stołów trwała już rozgrywka w Ryjkowy scenariusz BattleTecha.



Na drugim rozłożona była Arena Zeta.


Po krótkim oddechu przystąpiłem do przygotowywania mojego scenariusza Full Thrusta - Midway. Jego przebieg przedstawię w osobnym wpisie, poniżej tylko kilka fotek na zachętę ;)



Po północy zwinęliśmy się do hotelu, gdzie przy domowym winie, pasztecie, kaszance i ogórkach prowadziliśmy "nocne Polaków rozmowy" z chłopakami od (już niebawem nie tylko ;) Napoleona. Po 2 udaliśmy się na spoczynek, dzięki czemu sąsiadki zapewne odetchnęły z ulgą.

Sobota

Pobudka po 8 nie była nawet aż tak straszna. Szybki prysznic, spakowanie potrzebnych gratów, i ruszyliśmy na targi. Pierwszym punktem programu był event Władcy Pierścieni LCG Sztandar spod Samotnej Góry, organizowany przez Nero, Creada i Lekta. Moja talia to mieszanka Ducha (Eowina i Dunhern) i Przywództwa (Aragorn). Sky wziął Przywództwo (Gloin) i Taktykę (Gimli i Thalin). Spędziliśmy miło czas, starając się pokonać Bolga, i rozmawiając z Lektem i Creadem. Sam wynik gry bez rewelacji, złożone na szybko talie dostały srogi łomot w 3 turze cztery razy pod rząd. Ale jeszcze tam wrócimy!



Rozstawaliśmy się z organizatorami bogatsi o promocyjną kartę Thorina (który raczył nas odwiedzić podczas gry), zestaw żetonów ran od Galakty, a przede wszystkim o pozytywne wrażenia, i dalszą chęć gry we Władcę.



O 15 zasiadłem do stołu na pierwszą oficjalną testową grę w tytuł, na który czekałem od roku (czyli od ostatniego Pyrkonu) - Bogowie Wojny - Lee. Ponieważ po stronie Konfederatów zasiadł już Az, ja, siadając do stołu i nucąc pod nosem When Johnny comes marching home again, musiałem się zadowolić Unią. Do dyspozycji dostaliśmy po dwa korpusy piechoty wraz z artylerią, w sumie cztery dywizje. Jazdy nie było.






Mechanika jest zmieniona w stosunku do tej znanej z Napoleona. Oprócz zwiększenia skali (podstawki symbolizują brygady, a nie bataliony) wprowadzono kostki k10 (zamiast k6). Rzucać będziemy zawsze stałą ilością kości, modyfikacjom podlegać będą wyniki. Do dyspozycji mamy rozkazy ofensywny i defensywny. Novum jest możliwość wykonywania ruchów poszczególnymi brygadami, a nie od razu całą dywizją.
Należy oczywiście pamiętać, że są to zasady testowe, których część (może nawet duża) może jeszcze ulec zmianie.
Nasza gra trwała 2 godziny, co przy nikłej znajomości zasad (przyznam, że dopiero podczas rozgrywki dotarła do mnie mechanika pewnych zagrań) uważam za bardzo szybką rozgrywkę. Gra była dynamiczna, z kronikarskiego obowiązku dodam tylko, że zwyciężyła (niestety ;) Unia, rozbijając ponad połowę sił Konfederatów (Hammond z Teksasu znów się nie popisał ;).
Zarówno podręcznik, jak i figurki dedykowane do systemu Bogowie Wojny - Lee, mają być dostępne w ramach kampanii crowdfundingowej. Jej start przewidywany jest na koniec tego roku.
W tym czasie zaszczycił nas swą obecnością marszałek Schtrasnethier, który rozgrywał starcie korpusów napoleońskich z generałem Rafałowem.


Głównodowodzący Armii Łódź - marszałek Schtrasnethier pędzla mistrza Torgilletto
Po rozegraniu starcia, i przekazaniu swoich uwag Torgillowi, wyruszyliśmy na spotkanie z Davidem Weberem, tym razem podpisującemu swoje książki. Po półtoragodzinnym staniu w kolejce cel został osiągnięty - 3 książki zaparafowane, w tym jedna specjalnie dla juniora.


W międzyczasie Admirał prezentował swój full thrustowy scenariusz Ross 128, w którym udział brała moja kra'vacka grupa uderzeniowa.



Po mile spędzonym dniu nadszedł czas na jeszcze milej spędzoną noc ;) Najpierw w towarzystwie Creada, Lekta oraz części ekipy Solarisa przy browarku prowadziliśmy dysputy o Gwiezdnych Wojnach (bardzo żywiołowa), Gwiezdnych Wrotach i ogólnie pojętym saj-faj i fantazy. Później przenieśliśmy się pod iglicę, gdzie impreza się rozkręciła. Spotkaliśmy Spella, oraz Pawła z Bager's Nest, i spędziliśmy miło czas prawie do 3 (loża szyderców is back, a mistrz drugiego planu stał się mistrzem pierwszego planu ;). Niekwestionowaną gwiazdą wieczoru była dziewczyna, która odtańczyła Smack My Bitch Up powodując zamarcie całego życia na sali. Jak to trafnie ujął Ryo, "kto nie widział, niech żałuje" (bo zaprawdę powiadam Wam, macie czego!).

Niedziela

Niedziela zaczęła się dla nas dość... późno ;) Bez specjalnego ciśnienia ogarnęliśmy się, spakowaliśmy i pojechaliśmy na konwent. Na miejscu na luzie chodziliśmy po terenie. Az poprowadził scenariusz Epica.






Spotkałem się z Pawłem z Borsuków, z którym spędziliśmy miło czas. Po 15 zaczęliśmy się zwijać.

Czas na drobne podsumowanie.
Organizacyjnie konwent kulał, co zostało zauważone nawet w lokalnych mediach. O naszych problemach pisałem wcześniej. Widać było, że dopieszczeni są wystawcy. Może to i dobrze, dzięki temu wróciliśmy z fantami (gry i książki) kupionymi w dobrych cenach. Poziom i ilość ciekawych wykładów i pogadanek stale maleje. O ile 4 lata temu, gdy pojawiłem się tu po raz pierwszy, miałem poważny problem z ustaleniem grafika (bogactwo wyboru, a i tak na ponad połowę wykładów się nie dostałem ze względu na obłożenie ludźmi), o tyle teraz, gdyby nie wizyta Davida Webera, cały ten dział ominąłbym szerokim łukiem. Kolejna sprawa, to program drukowany jakiś miesiąc przed imprezą, w którym pojawiały się "drobne" nieścisłości w stosunku do stanu faktycznego. Rozumiem, że w obecnej dobie informatyzacji papier dla wielu jest przeżytkiem, i preferowane są rozwiązania cyfrowe, jednak skoro tak, to po kiego w ogóle marnować papier? Podać odpowiednio wcześniej, że nie będzie programów papierowych, tylko cyfrowe, a ci, co nie mają sprzętu do ich przeglądania, mają po prostu pecha, i tyle. Mam nadzieję, że organizatorzy wezmą to sobie do serca, i postarają się przywrócić nieco starych, dobrych rzeczy, które sprawdzały się przed kilku laty.
Ale najważniejsze jest to, że Pyrkon to tradycyjne miejsce (i często jedyne), gdzie spotykam znajomych z całej Polski. Tak było i tym razem. I z tego jednego powodu warto było jechać do Poznania. Aby zobaczyć, jak mistrz drugiego planu staje się mistrzem pierwszego planu. Aby uświadomić niektórym, że na każdego są jakieś filmiki, wypływające w odpowiednim momencie jak teczki z szafy Lesiaka. I aby poimprezować w towarzystwie tych, którzy są wzorowymi ojcami, ale już nie tak wzorowymi mężami ;)
Na szczęście, to, co się wydarzyło na Pyrkonie, zostaje na Pyrkonie ;)

Zdjęcia zamieszczone tutaj są autorstwa Ryokena, Aza, Lekta i Creada, Skyhawka i moje.

12 komentarzy:

  1. Może kiedyś i ja zdobędę autograf Webera :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałeś szansę Sławku, w czwartek przed Pyrkonem miał spotkanie z czytelnikami w stolicy w Złotych Tarasach (niestety, z przyczyn organizacyjno-rodzinnych nie dałem rady się wybrać). Następna szansa pewnie za 4 lata ;)

      Usuń
    2. Ojoj! Był, nikt nic nie mówił! Szkoda, szkoda :/.

      Usuń
    3. Trzeba czytać wieści na stronach wydawnictw (znaczy - na stronie Rebisa ;).

      Usuń
  2. Mamma mia, come maraviglioso immagine del maresciallo Schtrasnethier! ;)

    Bardzo się cieszę z powodu kolejnego spotkania i testów Lee. Najbardziej szkoda tej dyskoteki, ale co się odwlecze ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Si, mio Signore!

      A co do dyskoteki, to... żałuj Synu, żałuj, było na co popatrzeć ;)

      Usuń
  3. Cóż, ja nie żaden z braci Kiemliczów, że tylko "popaczeć przyszli" ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ nikt by Ci nie bronił, choć byłoby to nieco utrudnione, gdyż była ogoniasta ;)

      Usuń
  4. Fajna relacja, a wyjazdu tylko pozazdrościć. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Nie masz co zazdrościć, tylko w przyszłym roku wpadaj i tłuczemy w FT ;)

      Usuń
  5. Bardzo ładnie ale nie pograłeś w Battletecha, jak w takim razie wyrobisz normę roczną :P?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A o to już Brathaca pytaj, ostatnio straszył, że nas uraczy jakimś scenariuszem na ŁPGu ;)

      Usuń