sobota, 7 lutego 2015

3 Wojna Solarna - Bezbronny konwój

A oto ostatnia część z cyklu 3 Wojna Solarna. Tym razem raport ze scenariusza o nazwie, nomen omen... "Bezbronny konwój".


WYCIĄG Z RAPORTU […] LUDOWEJ KOMISJI WOJENNO-KOSMICZESKAJEJ FŁOTY EWS Z INCYDENTU NA JEDNOSTCE FLAGOWEJ „KRASNAJA ZWEZDA”

    Dnia […] jednostka flagowa Admirała Fiodorowa odbywała lot w systemie Nowa Rosja w kierunku bazy Nowy Kronsztad. Z nieznanych powodów okręt zboczył z kursu i wszedł w pole asteroid, skutkiem czego było uszkodzenie poszycia kadłuba i konieczność przeprowadzenia napraw z wykorzystaniem okrętu warsztatowego […]
    Na skutek zwarcia w systemie łączności (prawdopodobna przyczyna – działanie zewnętrznego czynnika ludzkiego) padł sygnał do ewakuacji okrętu. Do jego odwołania pokład w kapsułach BT-15 opuściło ok. 1200 członków załogi. Do tej pory nie odnaleziono 382 […] Wydarzenie to jest najpewniej powiązane ze zniknięciem danych projektu „Nowy Bajkonur”. […]
    Należy natychmiast wysłać w rejon […] 592 i 714 Zespół Wydzielony w celu wzmocnienia obrony obiektu […] przed jego planowaną ewakuacją w rejon […]. Prawdopodobieństwo ataku nieprzyjaciela – 97,3%. Powiadomić dowództwo FSE. […]

Podpisano           
       
Ludowy Komisarz ds. Wojenno-Kosmiczeskajej Fłoty EWS
*   *   *

Kapsuła unosiła się w przestworzach. Obecny na jej pokładzie człowiek nie miał nic więcej do roboty, jak tylko leżeć i wpatrywać się w bulaj. Z resztą leżenie było dość przewrotnym stwierdzeniem. Pomimo tego, że był sam w kapsule przeznaczonej dla 15 osób, to cieszył się, że może chociaż w spokoju wyciągnąć nogi. Projektanci kreślący jednostki dla floty EWS nie przejmowali się takimi stwierdzeniami jak ergonomia czy wygoda pasażerów. Ot, takie to tylko imperialistyczne fanaberie.
Drgnął, gdy poczuł, że jego kapsuła znieruchomiała w promieniu ściągającym. Co prawda w tym rejonie nie powinno być obecnie okrętów EWS, jednak stare nawyki wzięły górę. Ostrożnie wsunął dłoń do cholewki i wyciągnął z niej  mały pulser. Jeśli to jednostka czerwonych, nie miał złudzeń co do swoich szans na dożycie do emerytury.
Kapsuła drgnęła, rozległ się dźwięk uderzenia o metal, po czym znieruchomiała. Rozległy się odgłosy świadczące o próbie otwarcia włazu kapsuły z zewnątrz. Ścisnął mocniej kolbę pulsara, gdy kontrolki wyrównania atmosfery pomiędzy obydwoma stronami włazu zapłonęła na zielono. Właz otworzył się powoli, do środka wpadły promienie światła z podręcznych latarek, i usłyszał głos:
- Witamy na pokładzie agencie Thomas.

*   *   *

Kapitan niszczyciela HMSS Foxtrot, pełniący funkcję dowódcy konwoju StarPQ17, po raz kolejny przeczytał rozkaz. I po raz kolejny zmarszczył brwi. Już sam kolor rozkazu – czerwony – oznaczający najwyższą klauzulę tajności, nie nastrajał optymistycznie. A w połączeniu z treścią powodował, że Malcolm Cavendish najchętniej wróciłby na swoją ojczystą planetę i zajął uprawą pomidorów. Niestety, taka możliwość była niemożliwa. Westchnął, i przeczytał spokojnie jeszcze raz.

Rozkaz nr 00385/11/11

ŚCIŚLE TAJNE!!!

Do: dowodzącego konwojem StarPQ17

W związku z koniecznością natychmiastowego dostarczenia do Kwatery głównej danych otrzymanych od agenta Thomasa, konwój StarPQ17 wyruszy dnia […].
W ramach dodatkowej osłony przydzielony zostaje krążownik pomocniczy HMSS Surprise.

Podpisano       
Pierwszy Lord Admiralicji
Sir Winston Churchill V


Normalnie przyjąłby towarzystwo krążownika z otwartymi ramionami, jednak teraz na kilometr czuć było jakieś drugie dno. A może nie tylko drugie. Zastanawiał się, dlaczego tak ważnych danych dowództwo nie prześle na pokładzie jednostki kurierskiej, tylko powierza się ją zwykłemu konwojowi, i to nie specjalnie dobrze bronionemu. Oczywiście można było założyć, że najciemniej jest pod latarnią, jednak dość szybko odsunął od siebie taką ewentualność.
„Jasne” pomyślał „Starego miśka na sztuczny miód chcą złapać!”.
Była tylko jedna sensowny powód takiego postępowania – przeciek kontrolowany. A to oznaczało, że przy odrobinie pecha będzie na niego polowała połowa komunistyczno-socjalistycznej floty. A to już nie była miła perspektywa.
Wstał i podszedł do konsolety zainstalowanej przy biurku w swojej kabinie. Na ekranie pojawiła się twarz EXO.
- Sir?
- Jak przygotowania do odlotu, John?
- Będziemy gotowi za 0.20. Ostatni cywil zajmuje pozycję w szyku. Za moment zaczniemy im kopiować trasę wraz z parametrami skoków.
- Dobrze, jak tylko będziecie gotowi, daj mi znać. Miejmy to już za sobą.
- Tak jest sir.

Konwój szedł powoli w stronę granicy systemu, do miejsca skoku w nadprzestrzeń. Cavendish rozglądał się zaniepokojony po monitorach wyświetlających odczyty czujników. Na razie przestrzeń wokół była pusta… na razie.

Na mostku Łobanowskiego, ciężkiego krążownika typu Gorszkow, panowało nerwowe wyczekiwanie. Na fotelu dowódcy 272 Zespołu Wydzielonego, mającego w swym składzie trzy niszczyciele klasy Warszawa, zasiadał człowiek z dystynkcjami kapitana. Na piersi, wśród innych baretek (między innymi orderu Lenina – odznaczenia tak starego, że nikt już nie pamiętał, kogo miało upamiętnić), lśniła gwiazda Bohatera EWS. Michaił Jakowlew, pełniący od czasu powrotu z rekonwalescencji funkcję dowódcy 272 ZW, wpatrywał się w ekran taktyczny. Rozkaz, jaki otrzymał, był precyzyjny, ale niczego nie wyjaśniał. Czyli był taki, jak zawsze. Miał zniszczyć konwój wiozący palny stoczni Nowy Bajkonur bez względu na koszty. Czym owa stocznia była, tego (oficjalnie) nie wiedział, a dodatkowo towarzysz politruk zasugerował, że próba pozyskania informacji w tej dziedzinie może być bardzo szkodliwa dla zdrowia.
    Do tej pory nie bardzo wiedział, jakim cudem udało mu się przeżyć ostatnią bitwę. Jego lekki krążownik Niezłomnyj wyglądał jak ser szwajcarski, gdy jego ludziom udało się dostarczyć go do promu i ewakuować. Niedługo po starcie jednostki ewakuacyjnej zamienił się w miniaturową supernową, podobnie z resztą jak reszta grupy Alfa 15 admirała Łubiankova. Fakt, że przeżył trafienie w mostek, było prawie cudem. To, że grupa ratunkowa do niego dotarła, i to w momencie, gdy okręt wciąż był pod ostrzałem, zawdzięczał oddaniu, jakie żywili do niego jego oficerowie i podoficerowie (szeregowcy, odbywający obowiązkową 8-letnią służbę, zasadniczo nie żywili pozytywnych uczuć do nikogo, czemu się z resztą specjalnie nie dziwił). Jako jedyny z oficerów dowodzących zdołał przeżyć (inni, pomimo wydostania się z okrętów w kapsułach, „umierali od ran lub poślizgiwali się na mydle”, jak twierdzili obecni w kapsułach szeregowi) i po podjęciu promu przez wykonującą misję rozpoznawczą Warszawę dotrzeć do bazy Nowy Kronsztad. W szpitalach i na rehabilitacji spędził kilka miesięcy, jednak był na tyle silny, że tamtejszym konowałom nie udało się wysłać go na tamten świat.
    Teraz, wraz z sześcioma oficerami z Niezłomnyja, został przeniesiony na Łobanowskiego i wysłany z misją wysokiej wagi. Przydzielono mu nowego oficera politycznego, w międzyczasie przemianowanego na komisarza, i po raz drugi uśmiechnęło się do niego szczęście. Towarzysz komisarz Igor Pestkow należał do ludzi spokojnych i inteligentnych (choć co do tego ostatniego, było kwestią sporną, czy była to zaleta z punktu widzenia kapitana). Zadawał pytania, gdy czegoś nie wiedział lub nie rozumiał (w czym był skrajnym przeciwieństwem jego pierwszego politruka, który skończył z bagnetem w żebrach po ataku na flotyllę UNSC). Nie narzucał swojego zdania, gdy nie znał sytuacji. Dawał jedynie sugestie, i to takim tonem, że nie były traktowane jako rozkazy. Ogólnie, jak stwierdził Jakowlew, dało się z nim pracować, co nie znaczyło, że należy zaraz się otwierać ze wszystkimi swoimi przekonaniami.
    Kapitan przerwał rozmyślania i popatrzył na Pestkowa stojącego przy konsolecie.
    - Co o tym myślicie, towarzyszu komisarzu?
    - Zadanie wydaje się łatwe, towarzyszu kapitanie. Prawda jest jednak taka, że gdy coś wydaje się łatwe, to najprawdopodobniej o czymś nie wiemy.
    Jakowlew w zadumie pokiwał głową. Gnębiły go podobne przypuszczenia, nie chciał się jednak z nimi ujawniać.
    - Towarzyszu kapitanie, namiar na kursie 061. Siedem sygnałów.
    - Identyfikacja?
   - Widma pięciu napędów wskazują na transportowce typu Liberty. Pozostałe dwa to najprawdopodobniej niszczyciel typu Ticonderoga i ciężka fregata typu Tacoma. Idą w szyku konwojowym, okręty osłony po obu stronach formacji.
    Kapitan wymienił spojrzenie z komisarzem. „To tyle jeśli chodzi o pewność danych wywiadu.” stwierdził „Miał być jeden niszczyciel. Trudno.”.
    - Włączyć napędy, ustawić się na kursie przechwytującym. Przesłać na niszczyciele – Rewolucjonista i Komsomolec ustawić się w szyku, Sowchoźnik obrać kurs 082 i zajść wroga od flanki. Wykonać!
    - Tak jest, towarzyszu kapitanie!

    - Kontakt! Kierunek 359. Odległość 58 i maleje!
    Cavendish przeklął w duchu. Tego się właśnie spodziewał, choć miał nadzieję, że nieuniknione jednak nie nadejdzie.
    - Identyfikacja!
    - Pięć sygnatur napędów. Jeden to ciężki krążownik, reszta to niszczyciele. System S-W analizuje dane… To zespół EWS!
    - Ogłosić alarm bojowy! Przekazać na Lincolna, żeby zajął pozycję Alfa 2! Transportowce przyspieszyć do maksymalnej prędkości! Odległość do punktu skoku?
    - 79 sir.
    - Dobrze. Przekazać na Lincolna – strzelać bez rozkazu. Mam nadzieję, że nasza niespodzianka spodoba się naszym gościom.
    - Tak jest sir.

    - Towarzyszu kapitanie, odległość od celu 28 i maleje.
    - Doskonale, przygotować się do odpalenia rakiet. Namiar według komputera, cel – transportowce.
    - Tak jest, towarzyszu kapitanie. Rakiety gotowe do odpalenia.
    - Odpalić na mój rozkaz… Ognia!

    - Kapitanie, wróg wystrzelił dwie salwy rakiet!
    Cavendish spojrzał na ekran taktyczny. W stronę konwoju mknęły dwa znaczniki obrazujące salwy rakietowych pocisków kierowanych.
    - Wystrzelić wabie!
    - Wabie wystrzelone!
    Na ekranie widać było, jak jedna z salw skręciła w prawo i zaczęła gonić wabik. „Dobrze” pomyślał kapitan „Przynajmniej jedna z głowy.”. Niestety, rakiety drugiej salwy przedarły się w całości przez środki elektronicznego zagłuszania i zaczęły zbliżać się w stronę Foxtrota. Odległość malała z każdą chwilą. 9.. 8..
    - Obrona bezpośrednia przygotować się!
    .. 7.. 6...
    - Ognia!
    Oba stanowiska sprzężonych laserów plunęły ogniem. Cała akcja trwała kilka sekund, jednak wszystkim na mostku wydawało się, że upływają godziny. Bardzo długie godziny. Wzrok wszystkich, którzy mogli sobie na to pozwolić, utkwiony był w ekranie taktycznym. 6 rakiet, odległość 6… 4 rakiety, odległość 5… 2 rakiety, odległość 4… 1 rakieta, odległość 3… 1 rakieta, odległość 2… Cavendish poczuł, że po skroni spływa mu stróżka potu… 1 rakieta, odległość 1… Zniszczona!
    - Inga, połącz mnie z obroną bezpośrednią.
    - Jest połączenie, kapitanie.
    - Dobra robota bosmanie!
    - Się wie, panie komendancie! Nie takich ziutków mamy na rozkładzie!
    Kapitan uśmiechnął się mimo chodem. Bosman Peter „Crocodile” Boatman był ewenementem wśród szeregów NKA. Jego tusza nakazywał zastanowić się, w jaki sposób zdawał coroczne testy sprawnościowe (co pozostawało tajemnicą nie tylko dla kapitana, ale i całej reszty niewtajemniczonych, w tym kadr). Zdolności oratorskie pozwalały mu skutecznie przegadać kilku prawników na raz, natomiast umiejętności kulinarne stawiały go daleko ponad okrętowym kukiem. Jednak wrodzona zdolność do mówienia tego, co myśli, skutecznie blokowała mu karierę w marynarce. Dopiero po pewnym czasie zrozumiał, że rzucanie stwierdzenia „Nie cykaj szlaucha” do dowodzącego okrętem (obecnie mającego jeden z głównych stopni flagowych floty) może skutecznie uprzykrzyć życie. Nie wpłynęło to jednak specjalnie na jego światopogląd. Stwierdził po prostu, że w Admiralicji są same „lepsze ziutki”, a że wyznawał zasadę, że „jeszcze nikt mnie tak nie zrobił w ch…a jak ja jego”, zajął się uprzyjemnianiem sobie życia na wszelkie możliwe sposoby. W jednej dziedzinie był jednak niezastąpiony – w obsłudze systemów obrony bezpośredniej. I właśnie dlatego Cavendish nie tylko go tolerował, ale wręcz krył. Crokodile odwdzięczał mu się między innymi tym, że na służbie był w miarę trzeźwy (no chyba, że ktoś otworzył słynną na całym statku szafę Lesiaka, a tym kimś był jego pomocnik zwany Bimbasem…) i za dużo nie grał w karty (no chyba, że akurat nie miał nic do roboty, a że obaj z Bimbasem mieli rewelacyjny talent do znajdywania się w miejscach, gdzie wszystko zostało już zrobione, to już inna kwestia).
    - Jaka jest odległość od przeciwnika?
    - 25 i maleje sir.
    - Dobrze, gdy wejdziemy w skuteczny zasięg strzału, otworzyć ogień. Zobaczymy, jakie z nich „ziutki”.

    - Towarzyszu kapitanie, wszystkie rakiety chybiły lub zostały zniszczone!
    Jakowlew pokręcił głową, choć nikt nie wiedział, czy w uznaniu dla przeciwnika, czy w rozpaczy nad poziomem artylerzysty.
    - Otworzyć ogień z baterii energetycznych!
    - Tak jest, towarzyszu kapitanie! Wróg w zasięgu strza… Komsomolec trafiony!
    Równocześnie z Pestkowem spojrzeli na ekran, na którym, dzięki najnowszej technologii, zaczęły wyświetlać się informacje z trafionej jednostki. Pancerz zaabsorbował część trafienia, jednak było ono zbyt silne, żeby ochronił okręt całkowicie. Nastąpiło rozhermetyzowanie przedziałów 21 do 24, uszkodzeniu uległa jedna z baterii energetycznych klasy drugiej, jednak okręt był nadal zdolny do walki.
    - Przekazać do wszystkich niszczycieli, strzelać bez rozkazów, powtarzam, strzelać bez rozkazów! Cel – transportowce!
    - Tak jest towarzyszu kapitanie!
    Jakowlew obserwował, jak jego niszczyciele kolejno otwierają ogień. Łobanowski nie pozostawał w tyle, również prowadził ostrzał. Przy ikonach obrazujących transportowce przeciwnika zaczęły pojawiać się odczyty sensorów z informacjami o uszkodzeniach.
    - Towarzyszu kapitanie, cele 1 i 3 straciły napęd FTL.
    Komisarz spojrzał na Jakowlewa.
    - Może zasadne byłoby przekierowanie ognia na pozostałe jednostki, skoro te nie mogą nam już uciec, towarzyszu Michaiłowiczu?
    - Słuszna uwaga, towarzyszu komisarzu. Nadać do wszystkich – skoncentrować ogień na celach 2, 4 i 5.
    - Tak jest, towarzyszu kapitanie!
    Kapitan patrzył, jak obie formacje zbliżają się do siebie kursem kolizyjnym. Nie mógł zrozumieć powodu takiego zachowania przeciwnika. Na jego miejscu kazałby transportowcom rozproszyć się, a samemu ruszył do ataku, który zapewne skończył by jego karierę raz na zawsze. Ale jego przeciwnik uparcie trzymał się zwartego szyku konwojowego. Coś było nie tak. Coś na pewno było nie tak.
    - Towarzyszu kapitanie, z jednego z transportowców odpadły kawałki poszycia. To trochę dziwne, bo nie jest jeszcze celem ostrzału, więc…
    Już wiedział. Innej możliwości po prostu nie było. I wiedział też, co czuł ten biedny głupek Antonow na chwilę przed tym, jak jego Kirow wyparował w eksplozji.
- Zwrot na prawą burtę! Maksymalne przyspieszenie!
W tym momencie ikona Komsomolca zamigotała na czerwono. Komisarz patrzył w szoku na listę uszkodzeń, jaka zaczęła się pojawiać po krótkiej chwili. Obie baterie energetyczne drugiej klasy zniszczone, uszkodzony system kierowania ognia, zniszczony mostek główny, rozhermetyzowany kadłub pomiędzy przedziałami 17 a 27 oraz 34 a 42. Niszczyciel leciał siłą rozpędu, zaczynając powoli obracać się wokół własnej osi.
- Jak to możliwe…? Przecież… to tylko… transportowiec…?
- Krążownik pomocniczy. Q-ship – stwierdził ze złością Jakowlew. I nie była to złość na przeciwnika, lecz na siebie. Na to, że mógł, i powinien to przewidzieć. „Z drugiej strony” pomyślał „mogło być znacznie gorzej. Mogliśmy już skoczyć na piwo do Abrahama.”. Uśmiechnął się w duchu, a na głos powiedział:
- Dość tej zabawy, rozstrzelać ten złom!

- Sir, z LIB 0913 dzieje się coś dziwnego.
Cavendish spojrzał na ekran w konsolecie. Od LIB 0913 oderwały się płyty poszycia. Tym dziwniejsze było to, że okręt nie był jeszcze ostrzeliwany. „Chyba czas na przedstawienie” pomyślał i uśmiechnął się drapieżnie.
- Utrzymuj kurs Cat. Pojawiła się kawaleria.
Sądząc po projekcji na ekranie, przeciwnik chyba coś zaczął podejrzewać, gdyż krążownik zaczął wykonywać ciasny skręt na prawą burtę. W tym momencie rzekomo bezbronny transportowiec wystrzelił do najbliższego niszczyciela wroga. Cavendish patrzył jak urzeczony. Według sensorów niszczyciel jedną salwą został wyłączony z walki. „Ten drań ma nie tylko baterie drugiej klasy, ale nawet wyrzutnię torped plazmowych! Jest lepiej uzbrojony od nas! Ciekawe, czego jeszcze nie pokazał.”
- Kapitanie, LIB 1498 melduje, że przywrócili sprawność napędowi FTL.
    - A co z LIB 3409?
    - Pod ostrzałem. Obrywa naprawdę mocno. Nie wiem, czy…
    W tym momencie ikona obrazująca LIB 3409 zamigotała czerwienią i zgasła. Sensory zewnętrzne przekazały obraz eksplozji, w jakiej zniknął transportowiec. Cavendish zachował spokój, choć pod maską opanowania targały nim emocje, na przemian złość i poczucie winy. Szybko jednak odsunął je od siebie. Na użalanie się będzie czas później, o ile przeżyją rzecz jasna.
    - Odległość od przeciwnika?
    - 8 i maleje, sir.
    - Wywołać LIB 0913.
    - Jest łączność, kapitanie.
    - Mówi kapitan Cavendish, macie jeszcze coś ciekawego dla naszych przyjaciół?
    - Tu kapitan Redhat. Mamy, zaraz dostaną paczkę pod choinkę.
    W tym momencie z Q-shipa wystrzeliły dwie salwy rakiet kierowanych. Przeciwnik jednak był tym razem przygotowany, i zdołał aktywować środki walki elektronicznej. Obie serie rakiet oddaliły się nie namierzając celu. „To by było na tyle, jeśli o prezenty chodzi.” pomyślał ze złością „Dlaczego ten dureń nie odpalił ich najpierw? Przecież sytuacja była idealna! Nawet by nie zdążyli zareagować, a przy tak zwartej formacji nie byłoby co z nich zbierać! Ostatniemu niszczycielowi przedefilowalibyśmy przed nosem, i bezpiecznie skoczyli w nadprzestrzeń. Kto mu dał…”.
    - Sir, chyba mamy problem!
    Spojrzał zdziwiony na ekran. Obie salwy rakiet, zamiast zniknąć w oddali, zawróciły i ruszyły w pogoń za celami. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie jeden drobny, acz znaczący problem. W tej właśnie chwili obie formacje mijały się, a właściwie przemieszały ze sobą, prowadząc wzajemny ostrzał. LIB 0913 obrywał coraz bardziej, powoli zaczynając zostawać w tyle. Pozostałe transportowce były w sytuacji niewiele lepszej, będąc celem dla wrogich jednostek.
    - Do wszystkich jednostek – włączyć zakłócanie antyrakietowe i aktywować środki obrony bezpośredniej!
    Wiedział jednak, że jest już za późno. Rakiety zbliżały się coraz bardziej. Jedna salwa obrała za cel Lincolna, druga LIB 1498. Obie jednostki otworzyły ogień, jednak nie mieli na pokładzie „Crocodile” Boatmana. Lincolna dosięgły dwa pociski, powodując znaczne straty w ludziach i wyłączając kilka systemów, w tym kierowanie ogniem. LIB 1498 nie miał tyle szczęścia. Działka laserowe zdołały zestrzelić tylko jedną rakietę, reszta uderzyła w niechroniony żadnym pancerzem kadłub i eksplodowała. Transportowiec zniknął w kuli ognia. Cavendish patrzył na ekran ze zgrozą. „Co za pieprzony los! Prawie uciekli spod noża czerwonych, żeby zginąć od tego, który miał ich bronić.”. Na głos jednak spytał:
    - Jaka odległość od punktu skoku?
    - 11 i maleje sir.
    - Dobrze. Obrócić okręt dziobem do przeciwnika. Może kupimy im trochę czasu.
    - Tak jest kapitanie.
    Wszystkie baterie niszczyciela prowadziły ostrzał wrogich jednostek. Jednak oba sprawne niszczyciele EWS wraz z ciężkim krążownikiem skoncentrowały ogień na Q-shipie. Bez osłon, z kadłubem i napędem typu cywilnego, nie miał większych szans, żeby to przetrwać. A mimo to, również obracał się w stronę nieprzyjaciela, i raził go ze sprawnych baterii i wyrzutni torped plazmowych. Jednak uszkodzenia były już tak znaczne, że prowadzony ogień był bardziej w celu zwrócenia uwagi, niż uzyskania konkretnych efektów. Cavendish spojrzał na ekran. LIB 0917 właśnie wykonywał skok, LIB 3496 rozgrzewał już FTL, podobnie jak Lincoln.
    - Redhat, zabierajcie się stąd! Zatrzymam ich jeszcze trochę!
    Po serii trzasków i szumów, na mostek dotarły strzępy przekazu z LIB 0913.
    - … ie damy ra..y. Nasz FT… szkodzony. Lećcie. Powodz….
    - Powodzenia. – po czym dodał – Sternik, kurs 064. Pełny ciąg.
    - Jest pełny ciąg kapitanie.
    - Odległość od strefy skoku?
    - Skok możliwy za 14 sekund.
    - W porządku. Na moją komendę… Skok!

    Jakowlew patrzył na ostatni wrogi okręt wykonujący skok. W tym czasie Rewolucjonista do spółki z Sowchoźnikiem dobijały wrogi krążownik pomocniczy. Załoga Komsomolca zdołała odzyskać kontrolę nad okrętem, choć w obecnym stanie był on niewiele groźniejszy od dopalającego się opodal wraka. „Trzy na pięć. Czyli większe pół (jak zwykł mawiać jeden z jego uczonych sąsiadów z dzieciństwa). Ciekawe, czy Komitet będzie równie zadowolony, jak zawsze.”. Półgłosem zaś stwierdził:
    - Chyba mieliśmy dziś szczęście, Igorze Piotrowiczu.
    Komisarz spojrzał na niego z namysłem, i powoli pokiwał głową.
    - Owszem, towarzyszu kapitanie, mieliśmy go aż nadto.
    - Mam nadzieję, że równie dużo będziemy go mieć przy rozmowie z Komitetem. Pietia, kurs 193. Nie będziemy tu kwitnąć w oczekiwaniu na imperialistyczny zespół uderzeniowy.
    - Tak jest, towarzyszu kapitanie!

2 komentarze: