sobota, 8 października 2016

Bogowie Wojny - Napoleon. Quatre Bras po łódzku cz.1

18 i 19 czerwca, w zgierskiej Kopalni, odbyła się inscenizacja bitwy pod Quatre Bras. Pierwotnie planowaliśmy rozegrać bitwę pod Waterloo, jednak względy organizacyjne zmusiły nas do zmiany planów. Ale i tak wyszło świetnie! Zapraszam do lektury.


Przez dwa dni przy stole gościła spora, jak na nasze warunki, liczba osób. Oprócz Roberta i mnie, była również reprezentacja Wrocławia w osobach Torgilla i Rafała. W sobotę po stronie koalicji stanął Antek, a w niedzielę odwiedził nas Janek "Sas".
Stroną francuską dowodzili Robert i Rafał, natomiast koalicją Torgill, ja, oraz nasi jednodniowi towarzysze.
Zapraszam do relacji znamienitego wojennika, opisującego zdarzenia, w których sam uczestniczył.

Do Jego Wysokości Jerzego III, z Bożej łaski króla Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii, króla Obrońcy Świętej Wiary.
Ja Fryderyk Wilhelm, z woli Bożej książę Brunszwiku i Oleśnicy, donoszę Waszej Wysokości o bitwie, jaka rozegrała się pomiędzy wojskami uzurpatora, a koalicyjnymi pod Quatre Bras.
Z uwagi na mnogość zgromadzonych materiałów, relację swą na trzy części podzielić musiałem.
Na sam przód chciałbym plotki wierutne zdementować, jakobym postrzał śmiertelny w bitwie otrzymał, i bez ducha na polu zaległ. Wszystko to wymysły i uzurpatora podstępne knowania.
Termin bitwy nie był dla nas szczęśliwy, gdyż większość naszych jednostek dopiero zmierzała na pole bitwy. Siłom naszym, nielicznie na miejscu stojącym, pozostało opóźniać marsz Francuzów. Kluczową dla nas, jak i dla wroga, pozycją było Quatre Bras.


Francuzi szeroką ławą ruszyli na nasze pozycje, spychając nas do miejscami desperackiej obrony.


Frasnes zostało przez nich zajęte bez jednego ostrzału. Zająwszy wszystkie budynki, furaż oraz dobytek wszelki jednostki tyłowe zaczęły wynosić.


Stamtąd ruszyli na farmę Grant Pierre Pont. Wielu z niedoświadczonych piechurów, widząc takie masy wojska na nich idące, miało wielką ochotę podać tyły. Jednak, wzorem weteranów, wytrwali na pozycjach, pomni swej przysięgi i obowiązku.


Siły nasze były bardzo nieliczne, przeto nie stawały w polu, jeno zajęły pozycje obronne w zabudowaniach, krzakach i rowach. Tam w skupieniu oczekiwali szturmu, który niechybnie miał nadejść.


Wódz Francuzów całą dywizją kawalerii dysponował, przeciw której nic wystawić nie mogliśmy. Nasza jazda wykonywała zwiad w innym rejonie, i mogła przybyć dopiero za kilka godzin.


Przeciwnikiem naszym był nie kto inny, jak sam marszałek Ney, wódz tyleż odważny, co porywczy i nieobliczalny.


Wojska nasze zabudowania i lasy okoliczne obsadziły, pilnie wyczekując posiłków.


Farma Grand Pierre Pont była głównym puntem naszej obrony, osłanianym przez dwie baterie artylerii.


Gdy rozpoczęła się bitwa, wiele sił było dopiero w drodze, i oczekiwaliśmy ich tak z nadzieją, jak i niepokojem.


Wśród nich była dywizja generała Picktona, jak również mój Czarny Korpus.


Dalej sam Artur Wellesley z 6 dywizją piechoty, 3 dywizja piechoty oraz 1 dywizja, z dala na pole bitwy zdążająca.


Oczekiwaliśmy również na kontyngent nassauski pod komendą barona von Kruse.


Wróg nasz również liczne rezerwy posiadał, i umiejętnie je na pole bitwy wprowadzał. W pierwszej kolejności stały 6 dywizja piechoty księcia Bonaparte, dwie brygady piechoty oraz 2 regiment artylerii pieszej.


W razie znacznych na polu bitwy niepowodzeń, wróg nasz mógł ściągnąć do boju korpus d'Erlona.


Do stanowisk naszych podążały wozy z zaopatrzeniem oraz amunicją do dział.


Spod Quatre Bras ruszyły dwa bataliony holenderskie, spiesząc na odsiecz oblężonym farmie Grand Pierre Pont.


Stroną francuską w polu dowodzili marszałek de Schtrasesierre oraz generał Rafałow.


Wojska Koalicji prowadzili do boju generał Gormogon, marszałek van Tor Gill, oraz niżej podpisany. Przed starciem, by animuszu sobie dodać w sytuacji pozornie beznadziejnej, pociągali ostro z butelczyny (zwyczaj ten u polskich lansjerów podpatrzony).


Po tej zaprawie jedni przed bojem rozluźnieni byli, inni gorączkowo jej plan przeglądali, uciekające literki goniąc.


Głównodowodzący francuscy prezentowali świetny humor przed bitwą, będąc pewnymi łatwego zwycięstwa.


Nieprzyjaciel ławą szeroką natarł na nasze pozycje, dążąc do oskrzydlenia.


Francuzi zajęli zabudowania Frasnes, i ruszyli w stronę Quatre Bras.


Ichnia piechota podeszła do wąwozów otaczających farmę Grant Pierre Pont.


Na nasze siły, stojące w farmie Grand Pierre Pont, ruszyła do szturmu francuska piechota,


a wroga kawaleria odcięła je od strony Quatre Bras.


Za atakującą piechotą podążały baterie artylerii, osłaniane przez szwadrony jazdy.


Lewa flanka, okrążona ze wszystkich stron, trzymała się dzielnie, odpierając liczne wrogie ataki.


Wroga artyleria zajęła pozycje i rozpoczęła ostrzał naszych pozycji,


eliminując naszą baterię osłaniającą lewą flankę Grant Pierre Pont.


Wrogie oddziały zajęły pozycje na wzgórzu, gotując się do ataku na nasze pozycje.


Nieliczne siły księcia Orańskiego z trwogą przyglądały się nieprzebranym francuskim szeregom.


Mimo liczebnej przewagi, Holendrzy nie zamierzali poddać się bez walki.


Siły Francuzów ruszyły do szturmu na zajęte przez naszych żołnierzy zabudowania.


Wozy amunicyjne w eskorcie piechoty powoli zmierzały w stronę naszych pozycji.


Niespodziewanie, wroga kawaleria od tyłu je zajechała.


Inne szwadrony wykonały atak na jednostki osłonowe.



Piechota przypuściła atak na bagnety na lekki batalion strzegący Grant Pierre Pont.


Dwa szwadrony francuskich dragonów, na świszczące kartacze nie zważając, przypuściły brawurowy atak na strzegącą prawej flanki baterię.


Na polu nieprzerwanie panowali Francuzi, a jednostki nasze trzymały się w zabudowaniach, nieustannie atakowane przez wroga.


Gdy nasze siły topniały, nieprzyjaciel wciąż nowe podciągał odwody.


Ku naszym pozycjom ciągnęły kolejne pułki.


Oddziały broniące drogi z Grand Pierre Pont do Petit Pierre Pont mogły tylko przyglądać się, jak giną ich towarzysze.


Zabudowania Petit Pierre Pont atakowane były raz za razem zarówno przez piechotę, jak i jazdę.


Strzały Francuzów niecelne były, przeto szturm został odparty.


Grand Pierre Pont oblegane było ze wszystkich stron.


Na prawej flance dragoni wycinali naszą ostatnią baterię,


na lewej samotny lekki batalion stawiał czoła trzem batalionom francuskim,


by wykrwawiwszy wroga spocząć we wspólnej mogile, wstydu sztandarowi i przysiędze nie przynosząc.


Atakując z wielokrotną przewagą,


Francuzi wyparli w końcu naszą piechotę z zabudowań farmy Petit Pierre Pont,


i sami je piechotą obsadzili.


Kawaleria najpierw zmusiła do ucieczki osłonę taborów amunicyjnych,


by potem wozy rozbić, odcinając do uzupełnienia amunicji nasze baterie.


Zniszczona została również bateria na prawej flance Grand Pierre Pont.


Gdy na pole bitwy wkroczyły kolejne nasze jednostki - dywizja prowadzona przez generała Picktona - nadzieja napełniła nasze serca.


Zwarte, równo maszerujące szeregi świeżych wojsk, znacząco podniosły morale walczących jednostek. Duch nowy wstąpił w nas, i z większą jeszcze werwą przeciwstawiliśmy się francuskiej nawale.


Tym bardziej, że wróg podchodził już pod Quatre Bras...


Na tym pierwszą część relacji kończę, a czytającego bożej opiece polecam.

6 komentarzy: