środa, 7 stycznia 2015

3 Wojna Solarna cz.3

Dziś trzecia część zbeletryzowanych relacji z gier w Full Thrusta z cyklu 3 Wojna Solarna.


                „…Towarzysze, naszą powinnością jest wierna służba Kosmicznemu Sojuzowi, a w razie konieczności radosne oddanie za niego życia. Pamiętajcie…”. Kapitan Jakowlew miał dość słuchania kolejnej płomiennej przemowy głównego oficera politycznego. Podobnie z resztą, jak każdego innego. Mimo woli wspomniał swojego politruka z Wołgi, któremu przydarzyła się przykra przygoda podczas starcia z okrętami UNCS. Było to wydarzenie brzemienne w skutkach dla całej galaktyki. Ataku na neutralne okręty floty rozjemczej nie dało się ani zatuszować, ani logicznie wytłumaczyć. Tym bardziej, że niektórzy zdołali go przeżyć. Gdyby było inaczej, można by próbować zrzucić winę na wojowniczych Kra’Vaków czy nieobliczalnych Sa’Vascu. Niestety, nie było takiej możliwości…
                Po powrocie do bazy Nowy Kronsztad wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. ONZ zadziałała nad wyraz szybko jak na tę skostniałą i przeżartą biurokracją organizację. Wobec niemożliwości wyparcia się odpowiedzialności za sprowokowanie starcia, politycy EWS zrobili to, co umieją robić najlepiej – próbowali zwalić winę na innych. Wobec zaostrzającej się już od dawna sytuacji z NKA, byli oni pierwszym i najbardziej oczywistym „prowodyrem” zajścia. Sęk w tym, że ani UNSC, ani NSL nie dali się na to nabrać. Jedynie Ci idioci z FSE chcieli powołania międzynarodowej komisji mającej na celu zbadanie sprawy. Jakowlew nie wiedział, czy było to spowodowane jeszcze większą biurokracją niż w ONZ, wrodzoną niechęcią do NKA, czy odwiecznymi, dziwnymi ciągotami resztek dawnej Unii Europejskiej do czerwonej rewolucji. I nie bardzo go to obchodziło. Jego obchodziło to, że w wyniku owego feralnego ataku wybuchł konflikt, określany jako Trzecia Wojna Solarna. Po jednej stronie NKA, NSL i ScanFed, po drugiej EWS i FSE. Pozostałe wspólnoty oficjalnie były neutralne, ale w praktyce udzielały wsparcia stronom, które akurat mogły być im przydatne. A on był w samym jej centrum.
                Wojna wpłynęła na losy kapitana Jakowlewa w sposób dość złożony. Z jednej strony, jako winowajcę, chciano go wysłać na planetę wypoczynkową o wdzięcznej nazwie Sajbeeria, i to wraz z całą familią. Przeważył jednak (o dziwo!) głos rozsądku stwierdzający, że jako jedyny dotychczas dowódca wyszedł żywy (i bez straty okrętu) z potyczki z okrętami UNCS. Miał więc doświadczenie i wiedzę, której nikt inny nie mógł przekazać. Otrzymał za to Medal Bohatera EWS, jak również dowództwo nowego lekkiego krążownika Niezłomnyj klasy Tybet jako lidera 510  wzmocnionej flotylli niszczycieli. W jej skład wchodziły Ładoga i Onega, dwa super niszczyciele klasy Wołga, oraz stara Pobieda, niszczyciel klasy Warszawa. Na tym niestety kończyły się przywileje. Jako nadmiernie wyrywnemu, przydzielono do eskorty dwóch krążowników, ciężkiego Suworowa (klasa Woroszyłow)i eskortowego Putina (klasa Pekin/B). Dowódcą tego zgrupowania, określonego symbolem Alfa 15, był admirał Łubiankov, zwany przez podkomendnych Stalinem. Jakowlew nie wiedział dokładnie, kim był ów Stalin. Kiedyś w mesie jeden z oficerów napomknął, że był to jakiś konkretny skurwiel z zamierzchłej przeszłości, i to kapitanowi wystarczyło do stwierdzenia, że przydomek jest jak najbardziej adekwatny.
                Teraz lecieli w kierunku systemu Fomalhaut, w celu przechwycenia Task Force XXI NKA. Normą były niespodziewane alarmowe wyjścia z nadprzestrzeni o każdej porze doby, których głównym celem, poza „podniesieniem umiejętności załogi” była możliwość przeprowadzenia przez admirała niezapowiedzianej inspekcji, mającej na celu znalezienie powodu do postawienia dowódcy do raportu. Tak było właśnie teraz. Nagłe wyjście z nadprzestrzeni spowodowało, że ci z załogi, którzy nie byli na zabezpieczonych stanowiskach bojowych, dostali „nagłego syndromu wyjścia z nadprzestrzeni”, czyli mówiąc po ludzku, leżeli na podłodze i rzygali jak koty. Oczywiście, według Stalina, wyjście było „dalekie od ideału”, choć wszystkie okręty 510 flotylli wzmocnionej wyskoczyły w prawidłowym szyku. Fakt, że to krążowniki admirała nie zachowały szyku, był już mało istotny. Jakowlew przygotowywał się już podświadomie do wizyty wahadłowca z Suworowa, gdy rozległ się brzęczyk ze stanowiska radaru.
                - Jakowlew.
                - Towarzyszu kapitanie, namiary na kierunku 011, 012 i 001. Siedem sygnałów.
                - Identyfikacja?
                - Systemy identyfikacyjne określają cele jako NLS. Sygnatury napędów wskazują na ciężki krążownik typu Margraf, krążownik eskortowy typu Radetzky, lekki krążownik typu Kronprinz Wilhelm, trzy niszczyciele typu Waldburg oraz statek zwiadowczy typu Falke. Cele utrzymują kurs kolizyjny, spotkanie za 2 minuty.
                - Ogłosić alarm bojowy, i przekazać dane na Suworowa.
                - Tak jest towarzyszu kapitanie!
                Po niespełna kilku chwilach nadszedł rozkaz z okrętu flagowego. „Zlokalizowaliśmy wrogą formację. Przystępujemy do ataku. Onega wraz z Suworowem i Putinem przygotować się do odbicia prawo 1. Pozostałe okręty flotylli 510 utrzymać kurs. Zastosować manewr kleszczy.”. „Nie, nie, nie!” – pomyślał wściekły Jakowlew – „Ten stary dureń chce rozdzielić siły, zamiast atakować w zwartej formacji i maksymalnym skoncentrowaniu ognia!”. Rzut oka na monitor taktyczny pozwolił mu na kolejne spostrzeżenia. „Jezu, wpakowaliśmy się w sam środek manewrów! A wszystko przez zramolałego kretyna, któremu zachciało się robić inspekcje podczas lotu bojowego!”. Jedyne jednak, co mógł zrobić, to wykonać rozkaz. We każdej flocie sprzeciwienie się dowódcy podczas działań wojennych kończyło się gwałtownym zakończeniem kariery przez kulę pistoletową. EWS nie była tu wyjątkiem, z tą różnicą, że tu było znacznie więcej chętnych, by za ten spust pociągnąć.
                Wydał stosowne rozkazy i ponuro patrzył, jak Onega zajmuje miejsce na prawej flance krążowników i wspólnie oddalają się w kierunku krańca systemu. Sam podążał w kierunku jego jądra, próbując za bardzo nie oddalić się od osłanianych krążowników, a jednocześnie przechwycić lekką eskadrę przeciwnika. Kątem oka zobaczył krążącą dyskretnie po mostku butelkę „wody święconej”. Kiedyś, jako młody oficer, próbował walczyć z tym nagminnym procederem, jednak wraz z wiekiem przestał na to zwracać uwagę. Doświadczenie nauczyło go, że żołnierz na „lekkim gazie” ma mniej problemów z pójściem do ataku, o ile rzecz jasna nie zwali się pod stół. Inna sprawa, że większość Krasnej Floty była w takim stanie, że nikt przy zdrowych zmysłach i na trzeźwo nie dałby się na nią zaciągnąć nawet siłą. Dobrze przynajmniej, że aktualny politruk nie był aż tak skory do wykonywania swoich obowiązków, jak poprzedni. Zadowalał się cotygodniowymi pogadankami polityczno-oświatowymi, a resztę czasu spędzał przy modlitwach nad święconką. Był to niezaprzeczalny plus, gdyż zwiększona ilość zgonów oficerów politycznych na okrętach jednego dowódcy mogłaby się wydać w końcu podejrzana nawet dla początkującego tajniaka.
                Refleksje przerwał mu sygnał wejścia sił admirała Łubiankova w kontakt z nieprzyjacielem. Obserwował, jak Onega, która wypuściła się do przodu zamiast iść równo z krążownikami, staje się celem skoncentrowanego ognia trzech krążowników wroga. Niestety, taktyka admirała była zupełnie inna. Naczytawszy się starych dzieł o tematyce wojen morskich, postanowił wzorem niejakiego Nelsona przydzielić jeden cel jednemu okrętowi. Nie przewidział jednak jednego niezwykle ważnego czynnika – obecne okręty mają nieco lepsze pancerze, a jednostki NLS w szczególności. Skutek tego był widoczny aż za szybko. Onega, ostrzeliwana przez trzy krążowniki, eksplodowała miniaturowym słońcem. Jakowlew zmełł przekleństwo i zajął się wydawaniem rozkazów. Monitor taktyczny wyświetlił informację o odpaleniu rakiet dalekiego zasięgu przez przeciwnika. Zmierzały w kierunku krążowników, jednak te nie wykonywały żadnych manewrów omijających. „Czy ten kretyn jest już zupełnie ślepy? Co on, job jego mat, robi??” pomyślał. Krążowniki wykryły zagrożenie i zaczęły wykonywać ciasny skręt. Było już jednak za późno. Pomimo zaciekłego ognia systemów obrony bezpośredniej trzy rakiety z salwy zdołały się przedrzeć w pobliże Putina i zdetonować ładunki. Skutkiem tego było uszkodzenie poszycia w kilku przedziałach i uszkodzenie napędu FTL.
                Nie przeszkodziło to jednak w otworzeniu ognia przez krążowniki Łubiankova. Tym razem celem stał się flagowy Margraf. Jakowlew patrzył z mieszanką niedowierzania i zrozpaczenia na ekran taktyczny. Część strzałów trafiła w pancerne poszycie okrętu, większość jednak poszła w próżnię. „To ma być kadra okrętu flagowego??” pomyślał. „Kto szkolił tych kretynów?”. Aż się wzdrygnął na myśl, jaką wiązanką uraczyłby ich stary Czang, sierżant szkolący kadry artylerzystów w Akademii Marynarki na Nowej Odessie. Jego rekruci zawsze byli najlepsi z najlepszych, i otrzymywali przydziały na pierwszoliniowe okręty. Gdy Jakowlew zaczynał dopiero szkolenie, wydarzył się pewien incydent, który bardzo dobrze opisywał charakter Czanga i jego oddanie profesji. Podczas manewrów opodal pasa asteroid, szkolona przez niego obsada uzyskała 83% trafień w okręt cel. Plasowało ją to na pierwszej pozycji wśród innych drużyn, jednak sierżanta to nie zadowoliło. Wpadł jak burza do pomieszczenia załogi, wyzywając od najgorszych swołoczy i takich synów, i rozdając kopniaki na prawo i lewo. Każdy z dziesięcioosobowej obsady dowiedział się ze wszystkimi szczegółami, jak prowadziła się jego matka, babka oraz jej poprzedniczki do piątego pokolenia wstecz, a także zapoznał się bardzo dokładnie z wpływem oddziaływania przedmiotów posiadających energię kinetyczną na inne (czytaj – własne) ciała. Skutek był taki, że do końca manewrów średnia trafień feralnej drużyny nie spadła poniżej 99,5%.
                Tymczasem reszta 510 Wzmocnionej flotylli poruszała się cały czas w kierunku jądra systemu, i jego niewielkiego słońca. Ładoga i Pobieda wysforowały się przed Niezłomnyja, i otworzyły ogień do jednego z trzech Walburgów. Jakowlew po raz pierwszy od wyjścia w systemie lekko się uśmiechnął. Załogi obu jednostek uzyskały trafienia przeciwnika.
                - Skupić ogień na ostrzeliwanym celu! Przekazać na Ładogę i Pobiedę, żeby skoncentrowały ogień na celu numer 2.
                - Tak jest towarzyszu kapitanie!
                Lekka wibracja kadłuba potwierdziła wskazania ekranu taktycznego, ukazującego skupienie pełnej siły ognia krążownika na celu numer 1. Po chwili, w jego miejscu rozbłysła miniaturowa supernowa, kończąc krótki ale intensywny udział niszczyciela w potyczce. „To za chłopaków z Onegi” pomyślał kapitan.
                - Towarzyszu kapitanie, cel numer 3 odpalił rakiety! Kurs 006, uderzenie za 40 sekund!
                - Zwrot alarmowy! Flotylla rozproszyć się!
                - Tak jest towarzyszu kapitanie!
                Wpatrywał się w monitor taktyczny, obserwując ruch rakiet i rozpaczliwe manewry jego okrętów. Ładoga i Pobieda wykonały zwrot w kierunku słońca systemu, które było już bardzo blisko, i na pełnym ciągu wykonały mikroskok. Wołga wykonała go idealnie, ale Warszawa znalazła się na granicy równoważenia przyciągania gwiazdy przez silniki. Przez moment wydawało się, że Pobieda zostanie wessana przez ogromne siły rozgrzanego giganta, jednak jakimś nadzwyczajnym wysiłkiem reaktorów okręt zaczął powoli oddalać się od jądra systemu. „Niech ja dorwę tego zachlanego sobakę” pomyślał Jakowlew patrząc na niszczyciel „Zobaczy jeszcze kiedyś gorzałkę. Jak świnia niebo – ostatni raz w życiu!”.
                 Tymczasem cztery rakiety mknęły w kierunku Niezłomnyja. Operator systemów defensywnych zadziałał odruchowo, kierując do ich zniszczenia wszystkie SOBy oraz baterie energetyczne 1 klasy. Zmasowany ostrzał spowodował zniszczenie trzech z nich, ostatnia przedarła się jednak przez parasol ochronny i uderzyła w kadłub. Okręt zadygotał, zawyły syreny alarmowe.
                - Meldować o uszkodzeniach!
                - Towarzyszu kapitanie, zniszczenie pancerza na odcinku przedziałów 04-06. Penetracja kadłuba w przedziale 08. Systemy sprawne.
                - No to teraz odpłacimy swołoczy pięknym za nadobne! Pełny ogień do celu numer 3. Strzelać bez rozkazu!
                - Tak jest, towarzyszu kapitanie!
                Baterie wypluwały z siebie nieustanne strumienie energii, demolujące nieszczęsnego Walburga. Ekran taktyczny informował o wielokrotnych trafieniach, rozhermetyzowaniu kadłuba i zniszczeniu mostka oraz systemów ofensywnych i defensywnych. „Jeszcze kilka salw, a z tego również zostanie tylko wspomnienie” pomyślał Jakowlew „A jak skończymy z nimi, bierzemy się za krążowniki”.
                - Towarzyszu kapitanie, okręt flagowy wraz Putinem wykonały zwrot i idą w naszą stronę. Są uszkodzone, żądają wsparcia i skupienia ognia na wrogiej jednostce flagowej.
                „No tak, zaczął zbierać baty, to go nagle oświeciło na prowadzenie bitwy. Szkoda, że nareszcie” pomyślał, a na głos rzucił – Wstrzymać ostrzał celów. Pełny ogień na flagowy okręt wroga! Przekazać na Ładogę i Pobiedę!
                - Towarzyszu kapitanie, Ostrzeliwane cele są już prawie zniszczone! Jeszcze kilka strzałów i zostanie z nich tylko…
                - Wykonać! – wrzasnął wściekły, tym bardziej, że sam najchętniej najpierw dobiłby oba wraki, jednak decyzja nie należała do niego. Spojrzał na monitor, na którym zaczęły się pojawiać informacje o stanie dołączających do flotylli krążowników. Pomimo ciągłego ostrzału prowadzonego przez okręty wroga, Suworow był w pełni sprawny. Liczne uszkodzeni poszycia i zniszczenia pancerza nie zmniejszyły jego wartości bojowej. Gorzej sprawa przedstawiała się z Putinem. Okręt szedł połową ciągu, miał również wyłączoną baterię klasy 2 i 1. Pancerz praktycznie nie istniał, a z licznych przedziałów widać było smugi uciekającej atmosfery. Pomimo tego, kapitan Lu Kang odważnie (lub głupio, lub odważnie i głupio) odwrócił okręt „zdrową” burtą do nieprzyjaciela, wznawiając ostrzał. Niestety, kolejne salwy z Margrafa powodują uszkodzenie baterii klasy 2, uszkodzenie układu podtrzymywania życia oraz całkowite zniszczenie napędu. Pozostało tylko pojedyncze sprawne SKO, bateria klasy 3 i bateria klasy 1. Wstępne prognozy mówiły, ze w przeciągu dwudziestu minut zostanie wyłączony system podtrzymywania życia, a więc zajdzie potrzeba ewakuacji statku. Co prawda wciąż odgryzał się swoją baterią klasy 3, jednak brak ciągu skazywał go na bezwładne opuszczenie terenu działań. Na pokładzie trwały gorączkowe prace zmierzające do uruchomienia systemów podtrzymywania życia, jednak na chwile obecną niczego nie uzyskano.
                Niszczyciele zajęły pozycję na lewym skrzydle krążowników, wychodząc na flankę flagowego krążownika NLS. Ładoga otworzyła ogień, jednak uszkodzenia zadane przez jej baterie nie wpłynęły na zmniejszenie potencjału bojowego Margrafa. Krążownik odpowiedział ogniem, konsekwentnie ostrzeliwując Suworowa.
                - Towarzyszu kapitanie, Suworow trafiony!
                - Uszkodzenia?
                - Baterie klasy 2 i 1, wszystkie SOBy oraz obydwa SKO, towarzyszu kapitanie. Zdolności manewrowe oraz siła ciągu zmniejszone o połowę.
                Tym razem już nawet nie próbował powstrzymać się od rzucenia soczystym mięsem. Zniszczenie SKO na okręcie admiralskim wyłączała go z walki, i czyniła jego Niezłomnyja liderem grupy. A co za tym idzie – kolejnym celem wrogiego ostrzału.
                - Strzelać bez rozkazów! Cel – krążownik flagowy wroga!
                - Raport z Ładogi, towarzyszu kapitanie. Zniszczone całe uzbrojenie poza jedną baterią klasy 2. Brak napędu głównego oraz FTL. Uszkodzony system podtrzymywania życia, przewidywane całkowite wyłączenie systemu za ok. 20 min. Okręt dryfuje w kierunku krawędzi systemu, trwają gorączkowe próby przywrócenia sprawności niektórych obwodów.
                - Co z Pobiedą?
                - Uszkodzenia pancerza w sekcjach 4-7, oraz rozhermetyzowanie kadłuba sekcji 4-6. Dysponują nadal pełną sprawnością bojową.
                - Niech nadal ostrzeliwują okręt flagowy wroga. Przekażcie na Suworowa, że…
                - Towarzyszu kapitanie, Suworow wznawia ostrzał celu! Udało im się naprawić SKO, obie baterie klasy 3 prowadzą ogień. Udało się uzyskać przebicie pancerza, sensory wskazują penetrację kadłuba co najmniej czterech sekcji.
                - Doskonale. Przesłać koordynaty do naszego centrum artyleryjskiego, i przygotować się do skon…

                - Towarzyszu admirale, udało się odzyskać łączność z Niezłomnyjem.
                - Jak wygląda sytuacja?
                - Bardzo kiepsko towarzyszu admirale. Zniszczone osłony, napęd FTL oraz główny. System podtrzymywania życia zostanie wyłączony za ok. 4 minuty. Bezpośrednie trafienie w mostek główny, w tym momencie ich ekipy są w trakcie przebijania się do tych, którzy ewentualnie przeżyli. Mostek zapasowy całkowicie zniszczony, nikt nie przeżył. Kapitana Jakowlewa należy uznać za poległego w boju.
                - Hmm, no tak… Więc przynajmniej odpada nam jeden problem. Teraz musimy jeszcze zająć się naszymi przeciwnikami. Jak wygląda sytuacja?
                - Towarzyszu admirale, właśnie otrzymaliśmy wiadomość z ich okrętu flagowego. Piszą coś o kapitulacji.
                - Swojej, czy naszej, Wasilij?
                - Nie jestem pewien towarzyszu admirale, kto by się znał na tym barbarzyńskim języku…
                - Dobrze więc. Prześlij do nich wiadomość, że ich bezwarunkowa kapitulacja zostaje przyjęta.
                - Tak jest, towarzyszu admirale!

2 komentarze: