czwartek, 25 września 2014

Borsucza biblioteczka cz.5 czyli Borsuk poleca (lub nie)

Wznawiam pisanie o książkach. Jako, że nad morzem standardowo roi się od różnych stoisk, w tym z tanią książką, a ja dokończyłem (w końcu) "Dzieje wypraw krzyżowych" Runcimana (POLECAM!), postanowiłem zaserwować sobie coś nowego, i oto na półce pojawiła się "Historia chińskich tortur" autorstwa tria Timothy Brook, Jerome Bourgon i Gregory Blue.


Na początku muszę stwierdzić po raz kolejny, że skecz młodego Stuhra o tłumaczach jest wciąż aktualny. Oryginalny tytuł książki to "Death by a Thousand Cuts", czyli "Śmierć od tysiąca cięć". I o tym dokładnie jest książka - o najcięższej karze, jaką przewidywało cesarskie prawo w Chinach, zwanej lingczi. Niestety, taki tytuł byłby raczej mało chwytliwy (kto wie, czym była rzeczona śmierć od tysiąca cięć?), dlatego trzeba było dać coś, co będzie bardziej chwytliwe, i zachęci do zakupu (tak było np. w moim przypadku).

Książka składa się z trzech części - wstępu (skądinąd dość istotnego), oraz przedstawienia lingczi z dwóch punktów widzenia - chińskiego oraz europejskiego.

Dlaczego napisałem, że wstęp jest istotny (przynajmniej dla mnie)? Otóż od pierwszych akapitów odniosłem wrażenie, że autorzy starają się przeprosić czytelnika za to, że zajęli się takim a nie innym tematem, i że nie potępiają go odgórnie jako sprzecznego z obecnie panującymi trendami. Ale być może jest to tylko moje odczucie.

Druga część książki, to historia wprowadzenia i stosowania lingczi w chińskim prawie. Jest ona, według mnie, najlepszą jej częścią. Pomimo szczupłości materiałów źródłowych otrzymujemy rzeczowy opis genezy tej najstraszniejszej kary w kodeksie karnym cesarskich Chin, i powody zaprzestania jej stosowania na początku XX wieku. Przybliżenie chińskiej kultury i wierzeń pozwala zrozumieć, czemu lingczi było najwyższym wymiarem kary, którego zastosowanie wymagało akceptacji samego cesarza. Przedstawieni zostali również chińscy prawnicy (o ile rzecz jasna można ich tak określić), którzy oficjalnie sprzeciwiali się jej stosowaniu.

Ostatnia część, to lingczi w oczach Europejczyków. Początkowo, czytając te rozdziały, byłem przekonany o ich zbędności. W moim pierwszym odczuciu książkę należało zakończyć na części chińskiej. Stopniowo, zagłębiając się coraz dalej, docierała do mnie zasadność takiego właśnie rozwiązania. Widać w niej, jak bardzo różniły się obie kultury, i do czego prowadziło przeświadczenie o wyższości Europejczyków. Nie zmienia to faktu, że to właśnie tę część czytało mi się najwolniej. Język, którym została napisana, jest suchy i dość ciężki. Nie jest to lekkie pióro w rodzaju Runcimana, które czyta się z przyjemnością czy to w zaciszu domowym, czy w autobusie. Odniosłem wrażenie, że część "europejska" wyszła spod pióra innego autora, niż "chińska".

Bibliografia nie powala na kolana. Jest tam wymienione 30 pozycji, z czego tylko 3 to pozycje chińskich autorów. Co prawda we wstępie autorzy wyjaśniali, że oryginalnych tekstów jest niewiele, jednak opieranie się tylko na pozycjach zachodnich (zwłaszcza w kontekście tego, co napisano w ostatniej części książki), nie jest powodem do dumy.

Podsumowując, książka należy do pozycji ciężkich w czytaniu. O ile część o lingczi w historii chińskiego wymiaru sprawiedliwości niemal wciągnąłem, o tyle do skończenia części "europejskiej" musiałem się miejscami zmuszać. Czytelnikom szukającym ciekawostek o cesarskich Chinach pozycja powinna się podobać, pomimo miejscami ciężkiego języka. Jednak dla kogoś, kto, sugerując się tytułem, poszukuje informacji o torturach, ta pozycja może się nie spodobać. Mnie powyższa lektura skłoniła do poszukiwania kolejnych książek, tym razem traktujących ogólnie o historii Cesarstwa Chińskiego, jednak raczej nie pozostanie na półce mojej biblioteczki.

4 komentarze:

  1. "Śmierć od tysiąca cięć" to brzmi jak tytuł kryminału. Z takim tytułem sprzedawało by się pewnie lepiej ale nie do tej grupy docelowej co trzeba ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niby tak, ale obecny tytuł też ma niewiele wspólnego z zawartością

      Usuń
  2. Czeka na półce na przeczytanie. Też przywiozłem znad morza :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Liczę, że podzielisz się opinią na jej temat :)
      W moim przypadku to nie jedyna pozycja, jaką przytachałem do domu z wakacji. Łącznie jest ich pięć :) Aktualnie czytam kolejną, niedługo zamieszczę jej recenzję.

      Usuń